Igłą zmasakrujesz monetę.
Znanych jest przynajmniej kilka metod usuwania owych zielonych kryształków. Najczęściej opisywaną i spotykaną na róźnistych stronach sklepów internetowych handlujących „nómiznatycznym” czym popadnie jest zwyczajne opalenie monety palikiem gazowym. Pomimo, że w tym szaleństwie jest metoda, to nie polecam: de facto nie ma się kontroli nad temperatura, długością ogrzewania i dopływem tlenu. Jak napisałem w tym szaleństwie jest metoda, ponieważ pod wpływem wysokiej temperatury węglany rozkładają się na dwutlenek węgla i tlenek miedzi.
Jak wieść gminna niesie, metoda, którą przedstawię, pochodzi z za wschodniej granicy. Podobnież najlepiej jest zastosować nierafinowany olej słonecznikowy (tylko wytłocozny, nieoczyszczany). Ja go nigdy nie zastosowałem, bo nie udało mi się nabyć (choć ostatnio widziałem w sklepie z jadłem ekologicznym). Podobnież ten olej ma w sobie coś takiego, że bezboleśnie rozpuszcza zielone węglany. Wystarczy do niego włożyć blaszkę i czekać, jednak proces ten jest jednak bardzo czasochłonny, trwa nawet kilka miesięcy, ale pozwala uzyskać brązowa, połyskowa patynę bez narośli bez ryzyka.
Ja natomiast kilkakrotnie zastosowałem metodę zmodyfikowaną, szybszą, z użyciem zwykłego oleju słonecznikowego (domniemywam, że nierafinowany był by lepszy ;-)). Bierze się rondelek, nalewa się trochę oleju (cała moneta musi być przykryta, ale ja sugeruję wlać więcej, szczególnie jeśli robić to na kuchence – większa bezwładność cieplna pozwoli lepiej kontrolować temperaturę) i następnie podgrzewa powoli całość (najlepiej jak żony nie ma domu). Temperatura powinna być nie za wysoka, aby nie przegrzać metalu i szlachetnej patyny! To bardzo ważne, bo łatwo w ten sposób zniszczyć monetę. Sugeruję podgrzanie do temperatury w której nasza zieleń zaczyna puszczać bąble gazu (ale nie wrze!!!!!) i nie zwiększać już tej temperatury. W efekcie rozkładają się węglany miedzi, dwutlenek węgla ulatnia się, a na powierzchni blaszki zostaje czarna pasta (tlenki miedzi). Potem należy wyjąć monetkę (można schłodzić z olejem), po ochłodzeniu umyć wodą z mydłem albo delikatnym płynem do mycia naczyń, aby pozbyć się oleju i następnie usunąć tlenki miedzi np. zapałką. Całość zabawy trwa zwykle 30-60 min (jak bąbelki przestają lecieć (CO2), to już nic działo się nie będzie). Dobrze jest posiadać do tego celu stanowisko np. słoik porządną grzałką i termostat – wtedy to samograj. Ja nie mam i w efekcie kiedyś przegrzałem swoje blaszki przez nadmierną pewność siebie – odszedłem od rondla pogrzebać w necie, a gaz był za duży... Jak robić ostrożnie, efekty są fajne. Pniżej fotka z mojej pierwszej próby z przed kilku lat. "Pasta" częściowo usunięta, monetka wymagała jeszcze kolejnego podejścia. . Przepraszam za słabą fotkę, ale takie wtedy robiłem, a blaszki już nie mam.
Istnieje jeszcze metoda chemiczna, mogę ją opisać, ale sam jej nigdy nie stosowałem.
Acha - grynszpan to jeszcze nie choroba - znacznie gorsze skutki daje tzw. korozja aktywna, zwana chorobą brązów. Seledynowa, szybko rozwijająca się, zwykle z wieloma ogniskami może nawet kompletnie zniszczyć monetę.