Wszyskie prawie srebrne monety kanadyjskie są bite w wielokrotnościach lub ułamkach uncji trojańskiej. Wyjątkiem są kurioza kilogramowe i półkilogramowe. Są one naogół o zawartości 99.99% srebra. Poczynając od wymienionego liścia klonowego, który jest bulionem, gdyż kupuje się go za cenę uncji trojańskiej srebra czasem plus niewielka marża. Oczywiście tak samo jest ze sztabkami srebra.
Inne monety są naogół uncjowymi błyskotkami, które tyle mają wspólnego z bilonem, co polskie 10-cio lub dwudziestozłotówki. Podobnie jest z monetami 2, 3 uncjowymi oraz z półkilowymi i kilowymi. Są to kolekcjonerskie wydania z certyfikatami i jako takie nigdy nie będą opłacalne jako inwestycja w srebro, gdyż narzuty są zbyt wysokie i ostateczna cena zbyt zależna od sentymentów rynku. Ergo, nie są porównywalne ze stosunkowo bezpieczną lokatą w kruszec tak polurną w czasach gdy giełdy się walą. Ostatnio mennica uznała chyba, że potencjalni nabywcy łatwiej wydadzą mniejsze sumy na mniejsze/lżejsze monety i zaczęła produkować duże liczby monet półuncjowych, które są jeszcze mniej opłacalne ze względu na stały element ceny obejmujący koszta projektu, produkcji, etc.
Ciekawostką mogą być 20 for 20, 50 for 50, itd. 100, 200. Czyli monety 99.99% o zawartości kruszcu poniżej nominału ale o cenie równej nominałowi. Nie jestem pewien jaką wartość inwestycyjną mają te monety, gdyż niewielka jest szansa na wzrost ich wartości z powodu wysokich nakładów i niezbyt atrakcyjnego wyglądu. Wartość będą trzymać, gdyż Kanada podobnie jak Stany honoruje wszystkie poprzednie emisje banknotów i monet. Czasem zdarzało się znależć w reszcie wydanej w sklepie srebrne drobniaki Jerzego VI.
Dodatkowo, "20 za 20" i inne tego typu monety można nabyć na poczcie ale z marżą 25%, co znacznie obniża ich atrakcyjność.
Co do privy mark na liściach klonowych to podnoszą one ceny (wartość) monety do poziomu kolekcjonerskich PF.