Dlaczego Pan wszędzie szuka trzeciego dna? Ja kiedy nie jestem pewien czyichś intencji, to po prostu pytam(...)
Czy chce mi Pan powiedzieć, że Pan w gruncie rzeczy też NIE WIE, za co Obama dostał Nobla, a mimo to, niejako w ciemno, "otwarcie" to popiera?
A co mi innego pozostaje, jak tylko domyslac sie Panskich intencji, skoro np. x razy Pana pytam o zajecie stanowiska wobec Obamy i jego nagrody Nobla, a Pan sie konsekwentnie wykreca? To jak to ma byc: ja jestem wprawdzie "zobowiazany" cos Panu JEDNOZNACZNIE wyjasnic, ale Pan nie uwaza nawet za wskazane oznajmic swiatu, jaka jest wlasciwie na ten temat Panska KONKRETNA opinia? Na co Pan czeka - na
moje argumenty? Malo to sie KONKRETNYCH argumentow za i przeciw przewinelo przez media w ostatnich dniach? Mysli Pan faktycznie, ze przyjmiemy tu za dobra monete Panskie:
"jak mam się jednoznacznie i konkretnie "opowiedzieć", skoro nie wiem, za co konkretnie Obama tego Nobla dostał?" W tylu sytuacjach jest Pan w stanie sie znakomicie i z predkoscia swiatla poinformowac, a akurat w tej nie? Dlaczego zatem zdaniem Panskim "nie wiem i popieram" mialoby byc mniej uzasadnione od "nie wiem i potepiam"? No bo przeciez jesli mielibysmy powyzej cytowane Panskie zdanie interpretowac jako (przepraszam za wyrazenie) "nie wiem i g... mnie to obchodzi" - to po co mialby Pan w ogole brac udzial w niniejszej dyskusji?
(...) czy byłby Pan łaskaw przypomnieć, czy przypadkiem Chopin w momencie, gdy Schumann wydawał swoją opinię, nie był już PO SKOMPONOWANIU obu swoich koncertów fortepianowych, które grał publicznie z wielkim powodzeniem. Czy nie miał przypadkiem na koncie Etiudy Rewolucyjnej?
Będę w takim razie ciągnął Pana "historyczny przykład" i poproszę o podanie w działaniach Obamy odpowiednika i tych sympatycznych "Wariacji", i tej znanej Etiudy i tych obu koncertów. A potem Pan może przyrównywać posunięcie komitetu Noblowskiego do postawy Schumanna, który pewnie za to porównanie w grobie się przewraca...
(Jeśli ktoś chciałby dokładniej prześledzić, w jakim momencie kariery Chopina Schumann wydawał swoją opinię, niech zajrzy np. tu:
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/os_chopin_fryderyk)
Oczywiscie ma Pan racje - w momencie opublikowania slynnej recenzji Schumanna Chopin mial juz "na swoim koncie" zarowno oba koncerty fortepianowe, jak i Etiude zwana "rewolucyjna" (podobnie jak zapewne wiekszosc pozostalych Etiud z Op. 10). Z faktu tego wyciaga Pan jednak zupelnie falszywe wnioski zarowno a propos jego "kariery" (o ile w ogole mozemy zalozyc, ze tzw. kariery dane mu bylo za zycia zakosztowac...), jak i odnosnie mojego "przykladu historycznego". Przede wszystkim w momencie opublikowania recenzji Schumanna (a bylo to jak widac na zalaczonym obrazku 7. grudnia 1831) nie mielismy jeszcze radia, telewizji i internetu - a zatem informacja rozchodzila sie znacznie wolniej, niz aktualnie. W tym momencie tylko bardzo nieliczne utwory Chopina byly opublikowane w ogole - zas
jedynym utworem opublikowanym poza granicami Polski (oczywiscie rozumianymi w aktualnym znaczeniu) byly wlasnie wydane w Wiedniu Wariacje Op. 2. Wszelkie lokalne sukcesy Chopina w Warszawie mozemy w kontekscie jego miedzynarodowej "kariery" spokojnie zapomniec - w oczach Europy byla to niestety najglebsza prowincja. Od momentu opuszczenia Warszawy do momentu ukazania sie recenzji Schumanna (to znaczy w przeciagu ponad roku!) Chopin wystapil przed publicznoscia
dokladnie 5 razy: raz we Wroclawiu, raz w prywatnym salonie w Dreznie, dwa razy w Wiedniu (w tym raz na matinee z udzialem 10 artystow) i raz w Monachium. Nawet w dzisiejszych czasach przy udziale stojacych nam do dyspozycji mediow byloby to niestety o wiele za malo, aby przyniesc artyscie powazny rozglos miedzynarodowy.
Facit: Schumann, ktory w owym okresie nie opuszczal Lipska, mial szanse wyrobic sobie zdanie na temat muzyki Chopina
wylacznie na bazie jedynej dostepnej na rynku publikacji drukiem, a mianowicie owych Wariacji Op. 2. (Koncert e-Moll i Etiudy Op. 10 ukazaly sie po raz pierwszy drukiem w Paryzu w 1833, a Koncert f-Moll w 1836 roku). Nie mial tez Schumann zadnej szansy
uslyszec wykonania tego utworu - a juz najmniej wykonania samego Chopina - po prostu umial czytac nuty. Podkreslam ten fakt, bo na bazie zamieszczonego przez Pana Lecha linku niektorzy mogliby dojsc do blednego wniosku, ze recenzja Schumanna ukazala sie
po wykonaniu Wariacji w Lipsku przez Klare Wieck - a faktycznie nastapilo ono dopiero w 1832!
Moj "przyklad historyczny" nie zmierzal zatem do wykazania bezposrednich paraleli miedzy "stanem kariery" Chopina w 1831 i Obamy w 2008, jak odczytal go Pan Lech - mial na celu jedynie wskazanie, jak niektorzy swiatli ludzie na bazie bardzo skromnych osiagniec jednostki, albo wrecz tylko subtelnych sygnalow sa w stanie ocenic pojawiajacy sie geniusz. Ale oczywiscie nie wszystkim jest to dane...
Notabene za tyle wysilku nalezy sie chyba Panu Lechowi nagroda w postaci ok. 1% merytoryki na temat Obamy i nagrody Nobla z mojej strony
Dlatego pragne zwrocic Jego uwage na dwa aspekty zagadnienia. Po pierwsze: z faktu, ze zgloszenia kandydatow do nagrody Nobla skladane maja byc do 1. lutego danego roku, nie wynika bynajmniej, ze komitet Noblowski zobowiazany jest "zamknac oczy" na wszystko, co sie kandydatowi przydarzylo po tej dacie! Przeciez ta data jest tylko technicznym "przepisem wykonawczym" komitetu - gdzie w testamencie Nobla jest o niej mowa? Chyba o wiele logiczniejszym w tym kontekscie wydaje sie rozumienie "dobrodziejstw ostatniego roku" w sensie roku od przyznania poprzedniej nagrody - czemu zatem czepiac sie jak tonacy brzytwy akurat daty 1. lutego? A gdyby tak zapomniec o 1. lutego i podsumowac osiagniecia Obamy az do ostatniego piatku, to juz bylby Pan, Panie Lechu sklonny do przyznania mu nagrody? Albo gdyby Obama np. akurat do 1. lutego wykazywal sie nieskazitelnymi osiagnieciami dla dobra pokoju swiatowego - a potem powiedzmy okolo 1. marca rozpetal kilka nowych wojen - to zdaniem Panskim dla decyzji komitetu mialoby to juz nie miec zadnych implikacji
(deadline 1. february...)? I juz takze i cala sformulowana przez Pana "procedura weryfikacyjna" laureatow stoi na bardzo cienkich nogach...
Po drugie i niezaleznie od powyzszych rozwazan: aktualna polityka Obamy, jego wizje (nie boje sie uzywac tego slowa - polityk bez wizji jest nikim! - jego "praca" polega wrecz glownie na tworzeniu WIZJI, ktorych praktyczna realizacja jest juz zadaniem innych) sformulowane zostaly juz w trakcie jego kampanii wyborczej. W odroznieniu od poprzednikow (i jest to przyklad nie majacy jak dotad sobie rownych w historii) nie ograniczyl sie Obama jednak do propagowania swoich idei we wlasnym kraju - jego wizyty w panstwach Europy Zachodniej jeszcze w charakterze kandydata na prezydenta byly w tej kwestii ogromnym sukcesem - ale byc moze umknely one Panskiej uwadze, Panie Lechu, skoro mniej sie Pan interesuje ostatnio polityka... Mozemy zatem powiedziec, ze aktualna polityka Obamy ma bezwzglednie podwaliny w jego dzialalnosci na dlugo przed wyborem na prezydenta - ze szczegolnym uwzglednieniem roku wyborczego 2008.
Notabene znalazlem w pewnej internetowej ankiecie niemieckiej z ostatnich dni (gdzie z zaskoczeniem stwierdzic musialem wieksza nizbym sie spodziewal ilosc glosow sceptycznych wobec przyznania Nobla Obamie) nastepujace dowcipne wyjasnienie zaslug Obamy dla pokoju swiatowego: "skoro doprowadzil do znikniecia z areny miedzynarodowej Busha i jego polityki, to jest to z cala pewnoscia wystarczajaca zasluga"... Jesli przyjmiemy te motywacje, to nastapilo to oczywiscie jeszcze w 2008. Byc moze sa jednak czynniki, ktorym o wiele bardziej w smak bylaby kontynuacja polityki Busha - jest to calkowicie zrozumiale, ze nie popieraja one Obamy i nie pozdrawiaja jego sukcesow...
De facto nie wykluczam, ze komitet Noblowski wyswiadczyl Obamie swoja decyzja raczej niedzwiedza przysluge - i tak juz ogromne oczekiwania, ktore swiat ma wobec jego osoby, wzrosna teraz do niemozliwosci... Tym niemniej gdyby mial Pan, Panie Lechu (tak jak ja) choc raz okazje do spotkania tego czlowieka
live, nie tracilby Pan nadziei, ze oczekiwaniom tym sprosta. Moze Pan zatem spokojnie traktowac mnie w tym kontekscie jako zaprzysieglego "obamiste"!
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Marek