Aby zachowac porzadek, udziele odpowiedzi w punktach:
1) Chetnie udzielam Panu wyrazow uznania, Panie Lechu – dokladnie w kontekscie tego, za co chwalilem Piotra: to znaczy za to, ze zdobyl sie na prostolinijna wypowiedz charakteryzujaca osobisty stosunek odnosnie tematu watku.
2) Na miejscu Piotra bardzo obruszylbym sie za tak jednoznaczne stawianie znaku rownosci miedzy Panska a jego wypowiedzia. Przez zreczna deformacje uzytych przez niego slow uzyskal Pan powazne przesuniecie odcienia znaczeniowego. Subiektywne odczucia opisywane przez Piotra staly sie przez to jakoby prawdami obiektywnymi, ktore powinny byc oczywiste dla kazdego. Ma Pan naturalnie prawo do gloszenia takiego pogladu – ale sugerowanie, ze pokrywa sie on w 100% z pogladem Piotra, to juz pewien nietakt.
3) Z tego tez wzgledu uwaga na temat komitetu Noblowskiego w formie przedstawionej przez Pana nie zyskuje w moich oczach takiej aprobaty, jak sformulowanie Piotra: jego sformulowanie sugeruje aprobate autorytetu komitetu Noblowskiego, Panskie – pogarde dla niego.
4) Poniewaz roznica w pogladach na temat Obamy i przyznania mu nagrody Nobla miedzy Panem a mna byla juz dawno dla wszystkich oczywista, a teraz potwierdzil ja Pan ostatecznie, przezwyciezajac niechec do zwerbalizowania swoich pogladow na ten temat, nie ma powodu, abysmy dyskusje te kontynuowali.
Nie rozumiem tutaj zarzutu, jakobym Panski poprzedni post zlekcewazyl, skoro przeciez zajalem stanowisko w kilka godzin po jego publikacji. Jesli pragnie Pan natomiast odpowiedzi na pytanie, co rozumiem przez partnerstwo w dyskusji, to nie musze byc wielkim wynalazca: wystarczy ze bede nawolywal do przestrzegania klasycznej retoryki. W mysl sugerowanych przez nia regul punkt, na ktorym Pan akurat koncentruje swoja aktywnosc w dyskusji – tzn. punkt dotyczacy rozwazania ew. kontrargumentow odnosnie tezy, jaka sie wyglosilo (albo tez polemika z argumentami wygloszonymi przez partnerow) – rozpatrywany jest dopiero
w czwartej kolejnosci - a przede wszystkim musi go poprzedzac jasne sformulowanie swojego stanowiska i argumenty je uzasadniajace. Nie chce naturalnie powiedziec, ze sam jestem na tym polu (tzn. w zakresie przestrzegania powyzszych zasad) bez grzechu – ale coz, czlowiek wiecznie sie uczy – i to najchetniej na bledach...
Tam niemniej pocieszam sie, ze praktyka Pana Lecha bije mnie w tej "dyscyplinie" zdecydowanie na glowe. Aby sie o tym przekonac, przejrzalem z ciekawosci (podkreslam przejrzalem, a jeszcze nie przestudiowalem) 50 losowo wybranych "Prawicowych czytanek" z Jego znakomitej strony:
http://www.czytanki.and.pl/ Bez watpienia zajmujaca lektura, chyle czolo! Znowu np. udalo mi sie wzbogacic moj slownik o nowy niebanalny wyraz: facetow, ktorych dawniej jak juz pogardliwie, to okreslano mianem (przepraszam za wyrazenie) "pedalow", nazywa sie teraz "homosie" – nie wiedzialem! Ale w zasadzie nie tyle o poszerzanie bazy jezykowej mi tu chodzilo, ile o pewne wyniki statystyczne. A zatem (w mojej
subiektywnej opinii rzecz jasna, ale zachecam Kolegow do lektury, aby kazdy wyrobil sobie wlasne zdanie) w 29 na 50 przejrzanych przeze mnie czytanek zawiazanie watku odbywa sie na zasadzie ostrego startu do polemiki (w stylu mniej wiecej
"pan X w czasopismie Y – albo ksiazce Z – wyrazil poglad.... z ktorym sie nie zgadzamy" etc.) Z kolei 8 czytanek odebralem jako podsuwajace juz na pierwszym miejscu konkretny, moznaby powiedziec - konstruktywny - poglad Autora bez wzbudzania watpliwosci co do jego intencji. Pozostale 13 czytanek nie pozwolilo mi przy powierzchownym przejrzeniu na jednoznaczne zaszeregowanie do ktorejs z wymienionych kategorii. W koncu cos, co mogloby byc uznane za zalecane przez klasyczna retoryke
Captatio benevolentiae znalalem na 50 czytanek jeden jedyny raz...
Oczywiscie wyniki tak pojetych "badan" na pewno nie sa w 100% scisle, tym niemniej wylaniaja juz pewien obraz a propos preferowanego stylu, w jakim Autor formuluje mysli i traktuje reszte swiata. Obraz ten mialem rowniez sposobnosc poznac na naszym forum... Prosze bynajmniej, Panie Lechu, dywagacji tej nie traktowac jako atak na Panska osobe, tylko jako przyjacielska rade: moze gdyby tylko udalo sie Panu zrewidowac swoj stosunek do retoryki, uzysklby Pan wiekszy efekt i pozytek (dla siebie i innych) ze swojej wspanialej erudycji – a moze tez i wieksza ilosc wdziecznych dyskutantow...
W tym kontekscie prosze tez faktu jeslibym na jakis Panski przyszly post albo argument rzeczywiscie nie odpowiedzial nie traktowac bynajmniej jako wyraz lekcewazenia. Po prostu nie chcialbym wyrabiac w Panu przeswiadczenia, ze dysponuje w postaci swoich wypowiedzi "narzedziem terroru" zmuszajacym dyskutantow do riposty albo kontynuowania polemiki. Otoz narzedziem takim Pan nie dysponuje! - moze Pan w takiej sytuacji spokojnie uznac, ze "wymiękłem"...
Pozdrawiam serdecznie!
Marek