Właśnie o tę resztę upchniętą w skarbcu mi chodzi. Co mi po skarbach w skarbcu, kiedy są niedostępne? Znów Pan wzmacnia moją argumentację
Przecież ja tam zajrzałem jako zwykły turysta, bez wcześniejszego anonsowania i umawiania się na kwerendę w gabinecie. Jak Pan to sobie wyobraża? Przyjeżdża Pan do Paryża, wstępuje do BnF, a oni mają Panu na żądanie na stół powykładać część zbiorów. Może wybierze się Pan na szczupaki do Szwecji i tak zupełnie przypadkiem odwiedzi bez zapowiedzi naszego działonowego Larsa R. Zapewne w czołobitnych ukłonach wszystko przed Panem rozłoży...
nie rozumiem, czemu Panu w głowie się nie mieści, że te zabytki są dla ludzi i powinny się u ludzi znajdować.
Wspólnej linii nie osiągniemy, gdyż nasze wizje dbania i zabezpieczania zabytków są zdecydowanie inne. Jeszcze raz napiszę. Bez tych gromadnych zbiorów muzealnych nie ma rzetelnych badań. To właśnie zawartości zakurzonych muzealnych kartonów, zawdzięczamy naszą wiedzę na temat systematyki monet i rzadkości ich występowania. Pan naprawdę wierzy, że taki RIC by powstał bez zdublowanych wielokrotnie zbiorów muzealnych?
Zabytki są dla ludzi
Owszem, ale czasem zdarzają się dziwacznie zwyrodniali kolekcjonerzy. Słyszał Pan o japońskim milionerze, który zbierał obrazy impresjonistów. Takie tam van Goghi i inne. Otóż, ten wielki miłośnik malarstwa impresjonistycznego, w testamencie nakazał spalenie swoich zwłok wraz ze swoją kolekcją. Głośno o tym było jakieś 20 lat temu. Zabytki są dla ludzi i są przez nich pieczołowicie chronione.
Ten sam, kto obecnie decyduje o zakupach. Jeśli Pana zdaniem jest to "przysłowiowa pani Zdzisia", to znów punkt dla mnie.
Jeśli nasza pani Zdzisia podejmie decyzję o zakupie do zbiorów jakiejkolwiek monety, to chwała jej za to i to bez względu, czy będzie to aluminiowy medalik z pielgrzymki, czy złoty medalion z III wieku. Najważniejsze jest, aby pani Zdzisia nie miała prawa działania w druga stronę i dla doraźnego kaprysu, w myśl własnego gustu, czy po linii programowej partii rządzącej, nie miała prawa zbywać eksponatów muzealnych. One muszą być nietykalne i to bez względu na kaprysy dyrekcji, upodobania estetyczne, czy wyznanie religijne.
Przecież to co Pan głosi, to jest dokładnie to co robią Zdzisie w turbanach z ISIS. Oni rozsprzedają zabytki zrabowane z muzeów i za pozyskane fundusze finansują swoją działalność z zamachami na czele. Niestety, nie czarujmy się, część monet obecnie krążących na rynku, może mieć właśnie takie źródło.
Nie zdziwił nikogo fakt, że po przewrocie w Egipcie i zrabowaniu kilku magazynów muzealnych, nagle na rynku pojawił się wysyp monet egipskich. Od jakiegoś czasy mam zalew monet wschodnich, zwłaszcza z Antiochii. Czy to przypadek?
To znów punkt dla mnie. Jak skończymy z muzeami, z państwową ochroną najgłupszego starego guzika etc., to ludzie sami będą się obnosić z tym, co mają i napraszać, żeby gdzieś wspomniano o ich kolekcji.
Część ludzi będzie się obnosić, ale wystarczy jeden miłośnik impresjonistów, aby mocno podważyć zasadność likwidacji kolekcji muzealnych.
Kretynów i oszołomów nigdy w dziejach nie brakowało i jakiś zachwiany psychicznie destruktor zawsze się znajdzie, aby pochować go wraz z umiłowanymi obrazami, z ukochanym koniem, czy z dopieszczoną kolekcją monet.
Inny przykład losów monet z prywatnych kolekcji. Ile widział Pan pucharów do wina, mis, czy dzbanów, w które wkomponowano monety rzymskie, czy z innego okresu. Jak ocenimy kolekcjonera polskich dukatów, który na pewnym etapie swojego obnoszenia się ze stanem posiadania, wpadnie na pomysł, aby te dukaty rozklepać na kowadle i wykonać z nich pokrycie dachowe swojej wilii. Będzie miał już wcześniej wszystko ładnie skatalogowane i nawet pięknie wydane, ale wpadnie na ekstrawagancki pomysł z dachem. Kto mu zabroni?
Pan mi tu robi jakieś wyliczenia o ekonomice badań, a ja dzięki internetowi znalazłem tylko w British Muzeum (w tej drobnej cząstce wystawionej na widok) kilkanaście monet nie ujętych w RIC-u.
To jest właśnie plus na rzecz muzealnictwa. Przecież bez tej digitalizacji zbiorów, kto by to zweryfikował jeśli nie Pan?
Proszę jeszcze zrobić małą poprawkę na samą digitalizacje zbiorów. To jest stosunkowo młode zjawisko i wymaga trochę czasu na realizację.
Temat często dotyczy zbiorów, które powstawały przez dziesiątki, jeśli nie setki lat. Aby to wykonać należycie, potrzeba czasu. Ten czas właśnie tyka i właśnie teraz prace trwają i są na różnych etapach realizacji. Jedne muzea działają ostro, inne są jeszcze głęboko w lesie, ale coś się dzieje w temacie i idzie ku lepszemu.
Czy jakiś rekin, z naszym szwedzkim działonowym na czele, otworzył przed Panem zasoby swoich sejfów do zweryfikowania. Pojedyncze okazy pewnie tak, ale ta reszta, może dobrze zidentyfikowana, a może nie...