W toczącej się obok dyskusji "Garść myśli na temat kolekcji Dattari" Pan Tomasz napisał między innymi coś takiego:
Jeśli ktoś traktuje monety wyłącznie jako estetyczne krążki do potrzymania w ręce, to pewnie jest zainteresowany tanią wyprzedażą zasobów muzealnych w celu zaspokojenia próżnej chęci posiadania. Jednak, jeśli ktoś chce o tych monetach dowiedzieć czegoś więcej, poznać techniki produkcji, nakłady emisji, tajniki pochodzenia stopów, czy wzajemne powiązania stempli awersu i rewersu, to musi zgodzić się na fakt, że monety powinny być zabezpieczone i poddawane sukcesywnym badaniom w miarę rozwoju technik laboratoryjnych.
Tzn mają zajmować kolejne szufladki w muzeum? Tak jak w końcowej scenie filmu "Indiana Jones i poszukiwacze zaginionej arki" TOP SECRET i do magazynu? Pół biedy jak jest możliwość pooglądania ich przez szybkę w gablotce. Jeszcze lepiej jak gablotki nie są ogrodzone sznurkiem tak, że przez pół metra trzeba się wychylać, żeby w ogóle zidentyfikować monety tam leżące. Poza tym 80% muzeów zapomina, że monety zazwyczaj mają dwie strony. Gdzieś (za granicą) widziałem polskie monety II RP i była Nike. Według opisu był to rocznik 1930 ale ja tego nie stwierdziłem bo moneta leżała rewersem do góry. Równie dobrze mogli położyć 1928 a w opisie walnąć 1931. Albo 1932, I tak nikt nie sprawdzi.
Badania? To muzea prowadzą badania? Skąd mają sprzęt do tego potrzebny, kasę, kadrę do jego obsługi? Bo zakładam, że gros tego typu projektów to inicjatywa małej (aktywnej) grupy muzealników powiązanych w jakiś sposób z jednostkami naukowymi. Zresztą "ciężkiego" sprzętu do tego nie potrzeba za dużo to co jest tu wymienione to głównie "grzebologia" w archiwach, publikacjach, książkach etc. Często robią to pasjonaci, którzy "siedzą" w danej dziedzinie, drążą, jeżdżą, szukają, proszą i mają szczęście jak muzeum otworzy swoje zbiory, żeby mogli w spokoju pracować.
Moim zdaniem, moneta odkopana z ziemi i bez odpowiednich badań, czy identyfikacji umieszczona w muzealnym magazynie, gdzie nie jest oglądana, czy w inny sposób nie powiększa wiedzy o okresie, ludziach i samej sztuce minerskiej, jest monetą straconą.
[...]
Muszę się więc zgodzić, że moneta opisana, sfotografowana i udostępniona szerszemu kręgowi odbiorców poprzez choćby internet, jest dużo wartościowsza od tej zamkniętej w sejfie i zapomnianej przez czas. Nawet jeśli ta pierwsza istnieje tylko wirtualnie.
Otóż to. Niech muzea mają swoje zbiory, niech nawet trzymają je zamknięte 10 metrów pod ziemią z dala od irytujących zbieraczy. Ale niech robią cyfrowe bazy danych swoich zbiorów! Jeśli zobaczę w internecie, że dane muzeum ma w swoim posiadaniu ciekawe okazy wsiądę w auto, przejadę te 50-100 km i je odwiedzę. Pozwiedzam okolicę, zjem obiad w jakiejś knajpce, kupię regionalne piwo. Atrakcja, turystyka, historia, miło spędzony czas. Muzeum zarobiło, zarobiła pizzeria, browar kraftowy i pani z płatnego parkingu.
Ale zaraz ktoś powie, że to kupa roboty, do tego potrzeba pieniędzy, ludzi... a to do tej pory pieniędzy nie potrzeba było? A promocja muzeum? Koszt aparatu potrzebnego do robienia jako-takich zdjęć jest teraz śmieszny. Dostęp do internetu to niemal konieczność. Skoro jest kasa na zakup kolejnych pozycji to może warto by przemyśleć czy nie przeznaczyć jakiegoś tam % na cyfrową archiwizację danych? Dlatego tak dobrze siedzi mi się na myvimu.com, nummus.org, wcn.pl, zbior.com i sporo innych bo to są ARCHIWA dostępne dla KAŻDEGO. Oczywiście sporo im do archiwów doskonałych brakuje ale przynajmniej coś jest. Czasem można zrobić zdjęcia (niekiedy za opłatą - jak rozumiem to kolejny sposób na dojenie klienta bo nie uwierzę, że błysk flesza ma destrukcyjne działanie na replikę zbroi, makietę zamku, czy monety w gablocie) bo jak nie to w jaki sposób mam sobie później przypomnieć co tam widziałem? Robiąc notatki lub rysunki?
E: Właściwie trochę się zagalopowałem i część z tego co napisałem może tyczyć się bratniego tematu "Co robią muzea?".
Odnośnie wykopków - w sumie j.w. Wykopanie, dokumentacja np. w serwisie aukcyjnym jak np. WCN , sprzedaż. Moneta pewnie trafi gdzieś do prywatnej kolekcji na 10-15 lat ale będzie ŚLAD po niej. Gdzie, kiedy była wykopana. Waga, średnica, materiał (zakładamy naiwnie, że stop zgadza się z danymi literaturowymi), zdjęcia. No ale do tego przy okazji trzeba by zmienić prawo, które traktuje ludzi z łopatą i wykrywaczem metali porównywalnie z ludźmi, którzy po meczu z szalikiem na twarzy i krzesełkiem wyrwanym z tramwaju demolują witryny sklepów.
A tak mamy co? Podziemie polskie, które chwali się publicznie wykopanymi boratynkami, guzikami i bilonem z PRLu. Równocześnie obserwuję fora ukrainskie, angielskie, czeskie, gdzie ludzie wykopują spod ziemi kilkunastu-kilogramowe wazy wypełnione złotymi i srebrnymi monetami, pierścieniami, fibulami sprzed naszej ery etc. Oczywiście zapewne u nas też to znajdują ale nikt nie jest tak głupi, żeby się pochwalić publicznie. Ergo - trafia to pokątnie do prywatnych kolekcji i nikt nigdy nie stwierdzi, czy np. wspomniana Nike z 1932 to naprawdę R6 czy już R3-4 bo gdzieś ktoś wykopał sejf z dwustoma tymi monetami?