Aktualności: Już wkrótce, ósmego kwietnia, wybory do Triumwiratu TPZN!

  • 29 Marca 2024, 00:29:05

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji

Autor Wątek: Co robią muzea  (Przeczytany 66058 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Chalupski

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 780
  • Zbierajmy monety!
    • Zbierajmy monety
  • Zainteresowania: Polskie monety obiegowe
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #30 dnia: 30 Czerwca 2017, 17:04:49 »
Niezależnie od wszystkich argumentów pokazujących nieudolność działania muzeów, nadal uważam pomysł wyprzedaży zbiorów za głupi i szkodliwy. Powinno się raczej dążyć do polepszenia działania muzeów.
To tak jak z obecną demolką szkolnictwa. Zamiast zabrać się za profesjonalną reformę programową, która naprawdę by się przydała, rozwalono organizację. Od września zmienią się nazwy, a problemy pozostaną.
Nie chodzi o wyprzedaż zbiorów.
Muzealnych magazynów nie znam. Z kilkudziesięcioma monetami spoza muzealnej ekspozycji zapoznałem się u Czapskich przy okazji kwerendy dotyczącej szelągów Augusta III - te monety są dobrze opisane i łatwo dostępne. Czy tak dobrze jest wszędzie - wątpie, bo na przykład jedno z dużych muzeów, szczycące sie pokaźnym zbiorem numizmatycznym, na pytanie o kilka konkretnych szelagów Augusta III odpowiedziało tak:
Szanowny Panie,
po przeprowadzeniu wstępnej kwerendy w zbiorze, stosownie do Pańskiej prośby z dnia 5 lipca br., uprzejmie informuję że w GN (xxx) znajduje się  przynajmniej 380 szt.  tych monet z różnych lat wybicia. Są one w zdecydowanej większości bliżej nieokreślone, w związku z czym  bardziej szczegółowa kwerenda  powinna zostać przeprowadzona przez Pana osobiście.
Z poważaniem
(yyy) kustosz

O czym to świadczy?
Tylko o tym, że muzeum nie jest zainteresowane wszystkim, co zalega w jego magazynach. Być może na pytanie o talary odpowiedź była by inna, ale czy z punktu widzenia nauki, talar na pewno niesie większą ilość informacji o przeszłości od trojaka albo szeląga? Fakt, można na nim zauważyć więcej szczegółów stroju władcy, ale jeszcze więcej widzimy ich na obrazach.
Drobne monety są liczniejsze, znaleziska liczą czasem po kilka albo kilkanaście tysięcy egzemplarzy i powiedzmy sobie szczerze, mogą wydawać się nudne. Więc leżą w pudłach w magazynach, wyciągane na światło dzienne tylko przy okazji spisów inwentaryzacyjnych, albo...
Niestety, co jakiś czas dowiadujemy się, że po pewnych okazach z muzealnych magazynów ślad znika. Przechowywanie tysięcy dubletów pochodzących z luźnych znalezisk albo od darczyńców, którzy nie przekazali żadnych informacji o pochodzeniu monet, dubletów, których rzetelna konserwacja i opracowanie jest po prostu bezcelowe.
Nie oznacza to, że muzeum powinno zniechęcać osoby przynoszące monety (i inne zabytki). Wręcz przeciwnie, każdy powinien za dar otrzymać podziękowanie i mniejszy, lub większy upominek (np. wejściówki do muzeum). Monety po opracowaniu, jeśli miały by być kolejnymi dubletami zapychającymi szafy, powinny trafić na rynek. Kolekcjonerzy zyskają egzemplarze do swoich zbiorów, muzeum środki na działanie. A środki są potrzebne i na zakupy nowych obiektów, i na badania, i na rzeczy całkiem przyziemne, jak żarówki, papier toaletowy i pastę do podłóg.
Zapraszam na bloga Zbierajmy monety!
https://zbierajmymonety.blogspot.com
Jurek

Piotr Kalinowski

  • Użytkownik
  • **
  • Wiadomości: 72
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #31 dnia: 30 Czerwca 2017, 19:25:36 »
Cytuj
Po drugie, wydajność to proporcja użytych środków do uzyskanych efektów. Pan działał sam, darmowo i na własnym sprzęcie i zeskanował 100 tysięcy stron. Ile osób, jak opłacanych i z jakim budżetem na sprzęt i materiały zajmuje się tym w wymienionych przez Pana bibliotekach? Ile stron zeskanowało? Jaki w obu wypadkach jest koszt jednej strony?

Jak po takim przeliczeniu ocenia Pan swoją wydajność?
Z jednej strony dziś oceniam, że już by mi się nie chciało. Ale jak człowiek jest zaraz po studiach i chce zaistnieć w środowisku to robi różne głupoty. Nawet skanuje księgi po nocach, by rano odwieść je na miejsce 50 km.
A danych o ilości personelu dokładnie nie znam, kosztów zakupionego dla bibliotek sprzętu też, ale wiem, że nadal w głównej mierze polegają na pracy wolontariuszy, którzy chcąc konkretną rzecz mieć dla siebie, muszą ją zeskanować dla ogółu (przynajmniej ŚBC). Czyli od 15 lat niewiele się zmieniło, mimo środków unijnych, nowych etatów i nowego sprzętu.
Cytuj
I to jest temat na kolejną dyskusję. Jak powszechna dostępność informacji wpływa na weryfikację różnych autorytetów naukowych. Jaką stwarza dla nich konkurencję! Jak obnaża ich mizerię i lenistwo! Nic dziwnego, że środowisko (znów mam tu na myśli pewną przeciętną) broni się rękami i nogami przed "prywaciarzami". Dokładnie tak samo, jak państwowa fabryka sznurówek broniła się przed prywaciarzem, co na starej maszynie z demobilu trzaskał sznurówki lepsze i tańsze.
Wiele, szczególnie tych małych placówek już się nauczyło, że bez zapaleńców "amatorów" nic nowego nie są w stanie ukazać, wobec czego zapraszają nas do współpracy. Im mniejsza placówka i krócej pracujący tam kustosz, tym bardziej chce się wykazać współpracą ze społeczeństwem. Jakoś tak się złożyło, że jeśli nie mam od razu prywatnych dojść do dyrekcji większych placówek, to mogę sobie darować nawet przyjeżdżanie na kwerendy, bo skończy się na zwiedzeniu wystawy.  Pozostają więc katalogi wystaw, katalogi aukcyjne oraz śledzenie nowości w necie.
Problemem w naszym kraju niestety jest prawo, które z Ministerstwa Kultury zrobiło nadzorcę nawet nad muzeami miejskimi, gdzie ani skarb państwa nie daje środków na utrzymanie, ani nie zakupuje żadnych eksponatów, a wycofanie dubletu ze stanu muzeum wymaga zgody ministra. I nawet gdyby dyrekcja chciała, a organ założycielski (miasto, powiat czy sejmik) naciskał na sprzedaż z powodu choćby braku środków, to i tak bez zgody rządu nic nie można zrobić. Pies ogrodnika w najlepszym wydaniu.

zenonmoj

  • Rada Oficerów TPZN
  • Gaduła
  • *
  • Wiadomości: 4 372
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #32 dnia: 30 Czerwca 2017, 22:16:15 »
Dobrze, niech nie sprzedają! Ale też dopóki nie przetrawią tego, co dotąd pożarli i wyników tego trawienia nie udostępnią w internecie (by każdy mógł się przekonać, że to nie kolejna lipa), niech wstrzymają się z zakupami i przyjmowaniem czegokolwiek do swoich zbiorów. No, chyba że byłaby to jakaś rewelacja, coś jak skarb ze Środy Śląskiej, wtedy niech Warszawa albo Kraków się tym zajmą.

Czy to jest dla Pana do zaakceptowania?

I tu się spotykamy: jak najbardziej! To jest właśnie konstruktywny pomysł na polepszenie działalności - szlaban na zakupy, dopóki nie odrobi się zaległości. Myślę, że dla tych co bardziej ambitnych muzealników mógłby to być impuls do zwiększenia zaangażowania w opracowywanie, a przynajmniej masową dygitalizację zbiorów. A tych, co próbowaliby się lenić - no cóż, w Europie jest sporo różnych plantacji owocowo-warzywnych, stale poszukujących pracowników sezonowych...

Myślę też, że w przypadku numizmatów wszelkiej maści to nie dokładne ich opracowanie, ale właśnie dygitalizacja zasobów muzealnych (i udostępnienie ich w takiej formie szerokiej publiczności) byłaby "kluczem do sukcesu" - bo opracować, to te zdjęcia (plus waga i średnica) mógłby wtedy ktoś inny, czyli każdy zainteresowany danym tematem, czy to "zawodowy naukowiec", czy "wariat-fanatyk amator"!

ZM

zenonmoj

  • Rada Oficerów TPZN
  • Gaduła
  • *
  • Wiadomości: 4 372
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #33 dnia: 01 Lipca 2017, 08:48:36 »
W przypadku Rzymu, to mnie całkowicie wystarczyłby podział na cesarzy, albo po prostu przekopiowanie legend awersu i rewersu.
Jeśli chodzi o robienie zdjęć, to nauczenie kogoś podstaw jest kwestią godziny czasu, no i dobrego sprzętu. I jedno i drugie może szybko ogarnąć nawet "zwykły muzealny cieć", albo i "pani z szatni" w instytucjach o marnej frekwencji publiczności - dać by jej jakiś miły dodatek finansowy i niech monety fotografuje, zamiast robić na drutach, czy nudzić się i kawkę w szklance parzoną popijać, będzie pożytecznie, a i dowartościuje się taka "pani" jako "młodszy asystent techniczno-naukowy"!
Atrybucja taka nieskomplikowana już nie jest, a możliwość pomyłki ogromna. Tego bym "pani z szatni" już nie powierzył. Też jednak można "laika" szybko przyuczyć do poprawnego odczytywania legend (tygodniowy kurs przyspieszony)...
Czyli: pstryk, pstryk, szybkie przycięcie zdjęć, doklejenie legend i frrru z tym do sieci.
A jak się komuś nie spodoba, to na ogórki do reichu, albo na tomaty do Holandii...
Wiem, jestem trochę złośliwy, ale czyż cały ten wątek nie jest nieco prowokacyjno-złośliwie-radykalny?
 ;)

ZM

zenonmoj

  • Rada Oficerów TPZN
  • Gaduła
  • *
  • Wiadomości: 4 372
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #34 dnia: 01 Lipca 2017, 12:23:33 »
Ależ ja wiem, że to nie jest takie proste - dlatego proponuję taki kurs przyspieszony, aby uczulić delikwentów na pewne sprawy...
Zdaję sobie sprawę, że coś takiego zawierałoby znaczną ilość błędów, ale czyż takich błędów nie znajdujemy nawet w "poważnych publikacjach"? Od tego właśnie byłaby "społeczność internetowa", by takie błędy wychwycić i skorygować. Na podstawie dobrej jakości zdjęć na pewno jest to możliwe!
Nie wymagajmy, aby to, co muzea miałyby wrzucić w paszczę internetu było od razu pokrojone, przeżute i wstępnie przetrawione...
 ;)
ZM

zenonmoj

  • Rada Oficerów TPZN
  • Gaduła
  • *
  • Wiadomości: 4 372
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #35 dnia: 01 Lipca 2017, 16:05:09 »
Całkowicie się z Panem zgadzam - też bym sobie tego życzył.
Problem w tym, że w numizmatyce wydajność jest dość ściśle związana z doświadczeniem. Myślę, że w tym Pan się ze mną zgodzi. Dobrze jeszcze pamiętam moje pierwsze, mozolne próby atrybucji wytartych follisów z czasów Konstantyna... Teraz, to czasami na pierwszy rzut oka jestem w stanie rozpoznać coś, czego kiedyś przez pół dnia nie byłem w stanie zidentyfikować... A i tak "pole do popisu" jest ogromne. Czy Pan zna się np. na monetach arabskich lub wczesnośredniowiecznych tak, aby bezbłędnie móc je zidentyfikować? - bo ja nie. A przeciętny pracownik muzeum? - też pewnie nie.

Pozwoliłem sobie sprwadzić, jak wygląda w Polsce program studiów z muzeologii (http://www.wnh.uksw.edu.pl/node/1081). To nie jest zły program, ale daje on tylko i wyłącznie rozeznanie ogólne. Bardzo ogólne, moim zdaniem - bo chyba nie stwierdzimy, że przedmiot "Kolekcjonerstwo, rzeczoznawstwo, rynek sztuki (rzemiosło artystyczne)" w wymiarze 90 godzin (30 godz. wykład, 60 godz. ćwiczenia w muzeum) daje takiemu absolwentowi muzeologii coś więcej (w danym temacie), niż wiedzę ogólną. Jednak gdyby te 90 godzin (tzw. kontaktowych) poświęcić na podstawy wiedzy o numizmatyce - np. w ramach takiego ekspresowego kursu dokształcającego - dorzucić jeszcze do tego tyle samo pracy własnej studenta i krótkie wprowadzenie fotograficzne, oooo, to już byłoby coś. Pewnie skutkowałoby to "dobrą zmianą" nastawienia uczestników do tych naszych "zapleśniałych i zakiszonych" krążków metalu - niektórzy by pewnie polubili, inni znienawidzili.
Sam kurs fotografowania i odczytywania legend można by było jednak zorganizować dużo mniejszym nakładem pracy i kosztów...

ZM

Tomanek

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 4 152
  • Quaerenda pecunia primum est, virtus post nummos.
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #36 dnia: 02 Lipca 2017, 18:20:24 »
Cytuj
Trudno to uznać za obfite badania, choć oczywiście nie neguję ich pożytku. Poza tym, jak widzę, materiał znajduje się w tych muzeach, które nawet

Jeśli tego typu badania nie są dla Pana wystarczająco obfite, to proszę autorom projektu zasugerować inne techniczne możliwości. Przy okazji proponuję przedstawić listę prywatnych kolekcjonerów, którzy z wielką chęcią udostępnią do badań swoje powszechnie znane okazy.

Nie przypadkowo na początku tej dyskusji wspomniałem o badaniach monet wczesnopiastowskich. Badania prowadzone na wąskiej grupie monet, do których dostęp jest znacznie ograniczony, ze względu na stosunkowo małą ich liczbę. Proszę sobie wyobrazić takie badania w sytuacji, kiedy muzea w Krakowie czy w Warszawie, najpierw za Pana namową rozsprzedają dublety, a później po latach, kiedy pojawią się możliwości technologiczne, zechcą dokonać badań np. metaloznawczych. Przecież te badania przynoszą efekty tylko dlatego, że jest dostęp do jakiejś tam reprezentatywnej ilości egzemplarzy.

Skład stopu poszczególnych partii monet umożliwił wskazanie źródeł pochodzenia kruszcu użytego do produkcji tych okazów i są to wnioski bardzo interesujące, wskazujące na dwa odmienne źródła, które z kolei pasują do układu chronologicznego denarów wczesnopiastowskich. Dokładne fotografie i skany 3D pomogą oszacować ilość stempli i nakład emisji.

To wszystko nie są jednak badania "za obfite".

Tomanek

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 4 152
  • Quaerenda pecunia primum est, virtus post nummos.
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #37 dnia: 02 Lipca 2017, 18:29:39 »
Cytuj
dopóki nie przetrawią tego, co dotąd pożarli i wyników tego trawienia nie udostępnią w internecie (by każdy mógł się przekonać, że to nie kolejna lipa), niech wstrzymają się z zakupami i przyjmowaniem czegokolwiek do swoich zbiorów. No, chyba że byłaby to jakaś rewelacja, coś jak skarb ze Środy Śląskiej, wtedy niech Warszawa albo Kraków się tym zajmą.

Trzymając się takowego obostrzenia, to w przypadku, kiedy na rynku kolekcjonerskim pojawi się jeden zabłąkany list Emeryka Hutten-Czapskiego, traktujący zdawkowo o nabyciu pomniejszego dukata, to muzeum w Krakowie będzie  mogło wyłącznie odnotować fakt. Panowie, litości!

Tomanek

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 4 152
  • Quaerenda pecunia primum est, virtus post nummos.
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #38 dnia: 02 Lipca 2017, 20:17:17 »
Cytuj
zrobią sobie piękny skan tego listu, wrzucą do internetu i kilkadziesiąt osób (kilkaset) sobie to skopiuje. Wiedza pójdzie w lud. Nie rozumiem, co tu budzi Pana zgrozę?

Jeśli ktoś zadowala się widokiem lodów zza szyby, niż samym lizaniem lodów, to dalszej dyskusji nie podejmuję.

Tomanek

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 4 152
  • Quaerenda pecunia primum est, virtus post nummos.
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #39 dnia: 02 Lipca 2017, 20:25:17 »
Cytuj
Cytat: Tomanek  Dzisiaj o 18:20:24
To wszystko nie są jednak badania "za obfite".

A Pan uważa, że są, jeśli uwzględnić to, czym muzea dysponują? Jaka jest proporcja przebadanego do tego, co nawet nie jest zewidencjonowane.

LANBOZ przy MNK jest bardzo młodym tworem, a sprzęt którym dysponują jeszcze kurzem się nie pokrył. Dziesiątki lat zaległości i niestety, często świadomych zaniechań, a Pan chce tak na już, a jeszcze lepiej, na wczoraj, wszystko ma być opisane, zmierzone i zważone i oczywiście okraszone fotografiami o wysokiej rozdzielczości. Spokojnie, najważniejsze, że coś jest zabezpieczone, a czy będzie opublikowane teraz, czy za lat 20. Może jestem naiwny, ale zakładam, że w końcu będzie.

jmskelnik

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 912
    • Historia ukryta w przedmiotach
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #40 dnia: 02 Lipca 2017, 23:39:11 »
Przecież "lodem" w tym wypadku jest informacja. Dziś skan wysokiej jakości zachowuje ją w pełni. Czasem widać nawet, w którym miejscu mucha załatwiała swoją potrzebę naturalną. Co istotnego dodaje pomacanie takiego listu? Poza tym tak zdigitalizowany "lód" jest lepiej zabezpieczony, bo papierowy może zmiąć i zjeść jakiś zwariowany Japończyk.

Dyskusja rzeczywiście momentami się wyostrza, ale nie popadajmy w skrajności. Oczywiście popieram postulat digitalizowania zbiorów publicznych i prywatnych. Sam z takich źródeł wiedzy korzystam. Uważam jednak, że powinny one uzupełniać, a nie zastępować tradycyjne kolekcje. Zdjęcie jest dwuwymiarowe i nie jest w stanie zastąpić oryginalnego egzemplarza. W numizmatyce potrzeba badania trzeciego wymiaru (głębokości) jest oczywista. Sam ostatnio byłem zaskoczony głębokością reliefu medalu, który najpierw zobaczyłem na zdjęciach, a dopiero później w oryginale.
http://www.skelnik.pl/medal-na-utworzenie-dozorstwa-bialogonskiego-dyrekcji-gorniczej/

W przypadku listu - dokumentu dwuwymiarowość jest pozorna. Jednym z tematów który mnie interesuje jest order Virtuti Militari. Kupiłem ostatnio dyplom do krzyża z okresu międzywojennego. Kiedy wziąłem go do ręki, miałem osobliwe wrażenie, że papier na którym go wydrukowano różni się w odczuciu od tego który znam ze swoich wcześniejszych doświadczeń. Kiedy spojrzałem na niego pod światło okazało się, że dokument wydrukowany jest na łudząco podobnym ale cieńszym papierze. Dodatkowo posiada znaki wodne, których nie ma innych analogicznych dokumentach. Obie te informacje były by utracone, gdybym przyglądał się dyplomowi wyłącznie na skanie. To pierwszy powód dla którego uważam przechowywanie oryginałów za niezbędne.

Inny przykład to dokument z XIX wieku, który jest wypełnionym drukiem. Autor wypełnień starał się możliwie dobrze imitować czcionkę autora druku i bardzo dobrze wpasował się w brakujące pola. Później dokument uległ podniszczeniu. W konsekwencji obserwator patrzący wyłącznie na skan może nie dostrzec, że jest to wypełniany druk i może przyjąć, że całość była wydrukowana lub napisana ręcznie. Wszystko zależne będzie od jakości skanu. I tu przechodzimy do kwestii technicznych. Nawet jeśli jesteśmy zachwyceni możliwościami naszych aparatów i komputerów, to nie jesteśmy w stanie przewidzieć rozwoju technologii. Być może dzisiejsze zdjęcia cyfrowe i skany będą za 30 lat postrzegane tak jak dzisiaj oceniamy zdjęcia z lat osiemdziesiątych XX wieku. Nie możemy wykluczyć, że powstaną technologie których dziś nie potrafimy sobie wyobrazić i z tego względu nie możemy dokonać nawet hipotetycznego porównania.

Nie wspomnę już o wszystkich tych problemach, które pojawiają się przy próbie digitalizacji pamiątek historycznych, z którymi nie zmierzył się ten, kto nie próbował ich na własną rękę. Dla mnie takim doskonałym przykładem problemu nierozwiązywalnego jest porównywanie kolorów obiektów, których zdjęcia były wykonane w odmiennych warunkach. Ewentualnie, żeby sprawę jeszcze utrudnić, poddanych później obróbce graficznej. Oglądałem ostatnio zdjęcia tego samego medalu, wykonane profesjonalnie przez dwa domy aukcyjne, mniej więcej w odstępie jednego roku. Z obu zdjęć powinno wynikać, że medal ma inny odcień.

Wiedząc o tym, proszę zerknąć na zdjęcie odznaki umieszczonej w poniższym wpisie i powiedzieć czy emalia w rzeczywistości ma kolor bardziej taki jak na zakończeniu lewego, czy prawego ramienia? Dodam, że widoczne zdjęcie jest efektem wielu prób dobrego fotografa.
http://www.skelnik.pl/odznaka-honorowa-oficerskiej-szkoly-mierniczej/

jmskelnik

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 912
    • Historia ukryta w przedmiotach
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #41 dnia: 03 Lipca 2017, 23:15:17 »
W tym ostatnim zgadzam się z Panem w pełni. Zbiory publiczne powinny być jak najszerzej digitalizowane i udostępniane. Tyle tylko, że w moim przekonaniu to powinno się dziać obok, a nie zamiast gromadzenia zbiorów. W tym kontekście za całkowicie szkodliwe uważam, że Narodowe Archiwum Cyfrowe (NAC) nie udostępnia swoich zdigitalizowanych w całości zbiorów inaczej jak tylko w kiepskiej rozdzielczości. Za zdjęcia dobrej jakości należy odrębnie zapłacić, choć zasoby zostały zgromadzone i zeskanowane ze środków publicznych. Bardzo był bym ciekaw co by powiedział nam, jako opinii publicznej, Pani dyrektor Marianna Otmianowska gdyby kiedyś spalił się serwer w NAC. Chyba tylko tyle, że chcieli dodatkowo zarobić na materiałach do których (jak wszystko wskazuje) nie posiadają autorskich praw majątkowych, ale coś poszło nie tak...

Tu Panie Lechu, sam jestem radykalny w ocenie  :)

Tomanek

  • Gaduła
  • ****
  • Wiadomości: 4 152
  • Quaerenda pecunia primum est, virtus post nummos.
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #42 dnia: 04 Lipca 2017, 01:34:30 »
Cytuj
przykład Pana Tomasza to był "zabłąkany list Emeryka Hutten-Czapskiego, traktujący zdawkowo o nabyciu pomniejszego dukata".

Tutaj w 99% istotne jest to, że list napisał Hutten-Czapski i co napisał.

Przykład jaki podałem, to był wyimaginowany pomysł wyssany z palca dla potrzeby chwili, aby obnażyć absurd który Pan zaproponował.
Zakazać muzeom wszelkich zakupów do momentu gdy nie dokonają pełnej digitalizacji i upublicznienia zbiorów. Ja podaję przykład wymyślony
w locie, a Pan się czepia jego wagi jako argumentu.

Cytuj
Otóż muzeum to kupiło 10 lat temu dwudukat Jana Kazimierza z 1660 roku wybity w mennicy bydgoskiej.

http://muzeum.bydgoszcz.pl/zbiory/11,334,0,0,Dwudukat-z-1660-roku-z-mennicy-bydgoskiej,1

Kosztował wtedy na aukcji WCN 55 000 złotych. Nie jest to jednak unikat nawet w sensie "jedyny egzemplarz w zbiorach państwowych", bo są w nich już dwa takie egzemplarze. Kilka jest też dostępnych w zbiorach światowych.

Proszę mnie teraz przekonać, że były to dobrze wydane pieniądze. Że waga naukowa tego egzemplarza jest tak wielka, że musiał koniecznie trafić pod czułą opiekę państwa, bo obfotografowanie go i dokładne opisanie do badań naukowych absolutnie by nie wystarczyło

Widzę, że kompletnie nie czuje Pan samej istoty zbiorów muzealnych. Przecież to jest bardzo rzadka moneta wyemitowana w mennicy bygdoskiej
To do jakiego muzeum miała trafić jeśli nie tam? Jeśli w Bydgoszczy działała przed laty mennica i była ona ważną częścią  systemu monetarnego królestwa polskiego, to chwała im dzisiaj (muzeum w Bydgoszczy), że chcą u siebie gromadzić owoce własnego miasta. Nie znam profilu ich zbiorów numizmatycznych. Wiem, że posiadają całkiem reprezentatywny zbiór brakteatów średniowiecznych. Jeśli zamierzają ukierunkować swoje zbiory numizmatyczne na okazy z własnej mennicy, to tylko przyklasnąć. Litości, Panie Lechu, proszę nie brnąć dalej!

Cytuj
Wydaje mi się, że to właśnie Pan Tomasz podpadł w skrajność.

I to ja popadam w skrajność?

TomekP

  • Gość
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #43 dnia: 04 Lipca 2017, 10:20:22 »
To może ja spróbuję Panie Lechu.
Sytuacja następująca - rzadka moneta, ze złota, znana w kilku, może kilkunastu egzemplarzach. Jeśli trafiłaby w ręce prywatne, to jakiekolwiek jej opracowanie mogłoby stać się niemożliwe (osoby zbierające monety złote, to często inwestorzy, albo "poważni gracze", którzy nie lubią sie zbytnio chwalić swoim stanem posiadania). A tak, dzięki zakupowi muzeum jest szansa prześledzić i to co jest na zdjęciach aukcyjnych (różnice portretu, stempla, a jeśli jest taki sam to jego ewentualne uszkodzenia) jak i to czego tam nie ma - waga, średnica (z dużą dokładnością - pozwoli stwierdzić jak bardzo dbano o standard tej wysokiej jednostki monetarnej), oś przesunięcia stempli (badanie jak zaawansowany był warsztat i jak dbano o szczegóły i niuanse, co można potem przyrównać do innych nominałów bitych w tej mennicy i zobaczyć, czy np monety złote nie były bite w osobnej oficynie o innych narzędziach), czy rzecz tak oczywistą jak badania stopu różnymi metodami, co pozwoli na sprawdzenie chociażby tego czy skład stopu jest zbliżony we wszystkich znanych z publicznych zbiorów egzemplarzach. I jasne, ten ostatni argument jest jednym z tych, które mogą nie zostać nigdy zrealizowane, ale...
Jakiś czas temu w Warszawie miałem okazję rozmawiać z p. Thomas'em Faucher. Jego badania składów stopów monet są oparte na metodzie mikroinwazyjnej ablacji laserowej. W monecie jest potem miniaturowe wgłębienie widoczne pod mikroskopem. Dodam, że p. Faucher bada prawie wyłącznie zbiory publiczne, bo praktycznie każdy kolekcjoner jeśli usłyszy o zmianie w swej monetce za Chiny Ludowe jej nie odda na takie badania, a więc w omawianym przypadku dwudukat praktycznie wypadłby z obiegu naukowego w każdy możliwy sposób.

TomekP

  • Gość
Odp: Co robią muzea
« Odpowiedź #44 dnia: 04 Lipca 2017, 12:49:49 »
Panie Lechu, a czy widział Pan strony z ezbiorami muzeów? Pieniądze na to idą spore, ale nawet na przykładzie Muzeum Narodowego w Warszawie mogę stwierdzić, że pierwszeństwo mają obrazy i inne okazałe zbiory, a monety są w dalszej kolejności i też nie zawsze można publikować (przykładem może być w całości opracowana (no prawie) kolekcja Potockich, której publikować nie można ze względu na toczący się spór sądowy)

 

R E K L A M A
aukcja monet