Pan naprawdę uważa, że więcej zrobiło wkładając tę dwudukatówkę do gablotki? Dlaczego?
Tak, naprawdę tak uważam, bo w ten sposób wiem, że tam jest i jeśli będę tylko potrzebował, to mogę się tam udać i ją sam zbadać, porównać etc. Gdyby zamiast tego muzeum zdigitalizowało nawet 50 tysięcy szelągów czy trojaków (a na pewno aż tylu ich nie ma) to korzyść miałbym taką, że mogę je obejrzeć w internecie tak, jak zbiór Igera. Oczywiście, byłoby to fajne, ale ile takich monet mogę spotkać na rynku... Poza tym niestety w przypadku stron muzealnych zaowocowało by to tym, że jak ktoś by się wziął za robienie katalogu jakiegoś wycinku mennictwa to by nie musiał jeździć po kraju. Plus duży, docenialny, ale jaka by była gwarancja, że coś nie jest błędnie opisane, nie zostało z niepojętych przyczyn sfotografowane itd. (po doświadczeniach z Muzeum Narodowego w Warszawie nie zaryzykowałbym opierania swojej wiedzy li tylko na tym co ktoś umieścił w sieci, jeśli mam możliwość weryfikacji tego fizycznie), a ludzie z natury są raczej leniwi, więc nie chciałoby się im przeszukiwać wszystkiego moneta po monecie...
No i na koniec w ten sposób muzeum ma czym przyciągnąć zwiedzających, bo takie monety są po prostu efektowne (a może dzięki temu ktoś się też nimi szerzej zainteresuje...), zaś na strony zbiorów zdigitalizowanych trafią i tak tylko ci, którzy czegoś tam szukają, a nie ci, którzy by się dopiero mogli czymś zainteresować.
Poza tym na tej samej zasadzie można by uznać że bez sensu było kupować do Szczecina monety z jednej dużej aukcji za dziesiątki tysięcy złotych, skoro tylko zrobiono z nimi wystawę i wydano niewielką broszurę. Tylko że na bazie tego zbioru powstają prace chociażby licencjackie czy magisterskie których nikt nie publikuje, bo... Nie ma na to pieniędzy. Ale to nie muzeum ich nie ma tylko uniwersytety, towarzystwa naukowe, etc.
Pan postępuje ze mną jak drugi Pan Tomasz. Dostarcza mi Pan świetnych argumentów na zaoranie całości. Ja się pod wpływem Panów chyba tak zradykalizuję, że talibowie to będą przy mnie niezdecydowane mięczaki.
Ja mam zdecydowanie mniej pieniędzy niż muzea, uniwersytety, towarzystwa naukowe etc., a całej masie ludzi na całym świecie dostarczyłem sporo przyjemności, a często także naukowo wartościowego materiału. Już parokrotnie w pracach naukowych moją stronę cytowano, korzystają z niej domy aukcyjne etc. A ja jestem jeden, bez niczego, osoba na wskroś prywatna.
Powtarzam: żyjemy w takich nowych wspaniałych czasach, kiedy wytwarzanie, przechowywanie i udostępnianie informacji kosztuje grosze. Trzeba tylko chcieć. Ta broszura jest w internecie? Te prace magisterskie i licencjackie są? Przecież tego nawet nie trzeba skanować, bo to już musi istnieć w postaci elektronicznej. Czemu Pan mi nie dał odnośnika, pod którym sam mógłbym sprawdzić, jak istotnymi naukowymi badaniami zaowocował ten zakup do Szczecina?
[/quote]
Niestety jedyna zdigitalizowana forma to notka informacyjna z biuletynu
http://ptn.pl/wp-content/uploads/2016/06/BN_2_2015_HOROSZKO_WWW.pdf. Osobiście też nad tym ubolewam, bo jestem zdecydowanym zwolennikiem przynajmniej digityzacji wszystkich prac naukowych.
Ma Pan oczywiście rację pod katem tego, że nie jest Pan jak placówka muzealna. Ma Pan też stricte ustalone, co Pana interesuje, nie musi Pan wypełniać papierkowej roboty i mnóstwa idiotycznych zarządzeń i rozporządzeń... A to jest podstawowy problem gnębiący pracowników muzealnych.
Natomiast spróbuję Pana zbić nieco innym argumentem, choć wiem, że można go też łatwo użyć na zaoranie całości.
Otóż mamy sobie Muzeum Narodowe w Warszawie. Gabinet Monet i Medali - 5 pracowników licząc konserwatora. Zadanie całej grupy wyznaczone przez dyrekcję - wprowadzenie pełnego inwentarza do systemu MONA. Etap I - wprowadzanie rekordów z minimu danych (nazw, panowanie, mennica, średnica, waga, numery inwentarzowe, spisowe, pochodzenie). Raptem kilkaset tysięcy pozycji. Tempo przerobu (z doświadczenia własnego), zakładając, że: nikt nie robi kwerend, nie przygotowuje się akurat żadnej ekspozycji, nikt nie zawraca głowy (czyli sytuacja mająca miejsce niezmiernie rzadko) około 400 pozycji w porywach do 500 jeśli są takie same. Etap II to opisy dokładne, etap III to zdjęcia i umieszczanie w bazie internetowej.
Obecnie wciąż trwa etap I. Ale jednocześnie dzięki kwerendom szereg monet jest sfotografowana przez podmioty prywatne (nawet przeze mnie). Zdjęcia przekazane do działu digitalizacji i cyfryzacji i...na tym koniec. Moje od ponad roku nie trafiły na stronę zbiorów cyfrowych muzeum. Zlecenia wewnętrzne fotografowania tego co idzie do wypożyczeń, jest potrzebne z róznych przyczyn itd wykonuje dział fotografii, wprowadza zdjęcia do MONY i...na tym się kończy ich udostepnianie. Wina nie leży tu więc po stronie Gabinetu lecz działu którego zadaniem jest właśnie digitalizacja.
Skąd tak się dzieje? Nie wiem, może za mało etatów, może inne priorytety, może zbytnia biurokratyzacja. Faktem jest jednak, że MNW udostępniło jakieś 5tyś monet w internecie, choć sfotografowanych ma co najmniej kilka razy tyle...
A jednak muzeum przeznacza niemałe fundusze na te działania...
I tu chciałbym nawiązać do tej Bydgoszczy nieszczęsnej - jaka jest szansa, że te 55 tyś. złotych zostałoby przeznaczone na digitalizację akurat zbioru numizmatycznego? Według mnie nikła. Poza tym umyka tu wciąż jedna sprawa - czy muzeum w Bydgoszczy zakupiło tego dwudukata dzięki funduszom własnym, czy raczej jakiejś dotacji z zewnątrz? Bo jeśli to drugie, to przecież pozostaje dziękować, że ktoś w ogóle chciał wyłożyć kasę na wzbogacenie zbioru.