Czyli w łykaczyzmie złota też jest coś wartego do dyskusji?
Panie Lechu widzę, że spodobał się Panu ten "termin", bo tak często jest wspominany, myślę, że te wszystkie dygresje są zupełnie niepotrzebne. Doskonale wiem, że autor tego tekstu jest fantastą i łykaczyzm złota brzmi dość groteskowo.
a wiem, że historia to wiedza cząstkowa, niepewna i często zakłamana. Dlatego jestem tolerancyjny i uważam, że można napisać wszystko, ale trzeba jasno wyłożyć, na jakiej podstawie się to pisze.
Natomiast jeżeli miesza się legendy z pracami naukowymi oraz z własnymi zmyśleniami i z interpretacjami z kapelusza i wszystko to podaje jak leci, to jest to zwyczajnie nieuczciwe.
W wielu aspektach nie sposób się z Panem nie zgodzić…, rzeczywiście historia jest wiedzą cząstkową, niepewną i często zakłamaną, a badając dany temat, powinno się opierać na sprawdzonych źródłach. Wiem, że autor, a raczej bajkopisarz jak go Pan nazwie dokonał pewnej „nadinterpretacji” faktów historycznych, a tym samym podważył swoją wiarygodność. Jak widać, jestem jeszcze bardziej tolerancyjny i otwarty na różne dyskusje często nawet nie aż tak pragmatyczne.
Poza tym jest to tekst propagandowy. Pisze się tam o "okradaniu Polaków z ich własnej historii", chociaż rzecz dotyczy czasów, kiedy żadnych Polaków nie było. Czy "Polak" to jest Pana zdaniem cecha biologiczna, jakaś quasi-rasa? Można najwyżej ustalić, że byli to ludzie podobni genetycznie do znacznej części tych, którzy dziś tu mieszkają.
Ale czy gdyby się okazało, że akurat Pan należy do tej całkiem sporej grupy, która jest jednak genetycznie nie tak podobna, to natychmiast uznałby się Pan za nie-Polaka i przestał sprawą interesować?
Oj tam od razu tekst propagandowy…, takie mocne słowo. To jest raczej przejaw kompleksu polskości…, myślę, że jest to znacznie bezpieczniejsze niż ksenofobia.
Osobiście nie utożsamiam się z niekonwencjonalną wizją autora tego tekstu…, interesuje mnie raczej wpływ badań antropologicznych ze szczególnym uwzględnieniem badań z zakresu antropologii fizycznej na stan „dotychczasowej wiedzy”, a raczej dogmatów z zakresu archeologii, która opiera się przede wszystkim na badaniu pozostałości materialnych działań ludzi na danym terenie. Propagowanie tzw. jakby-rasy w ogóle mnie nie interesuje. Za to badania genetyczne szczątków ludów czy zbiorowości na wspomnianym obszarze jest już dla mnie bardzo interesujące. Jak zauważyłem niejednokrotnie kłóci się z wcześniejszymi ustaleniami badaczy tematu.
Nie jestem aż takim sceptykiem, a powyższy tekst moim zdaniem ma raczej zmobilizować czytelnika do dalszych rozważań, często sprzecznych z ustalonymi założeniami. Przede wszystkim musimy myśleć i wyciągać wnioski, pogłębiać wiedzę na dany temat, a nie trwać w nieustannej stagnacji.