Ależ ja znam tę historię! Jest to piękny przykład tego, do czego prowadzi nonsensowne prawo.
Przyznam się z zażenowaniem, że Pana nie rozumiem. Skoro twierdzi Pan, że zna smutną historię skarbu z Zagórzyna i uważa, że postawa ówczesnego szefa Muzeum Wielkopolskiego była w całej sprawie ok, to wybaczy Pan, ale nie podejmuję się dalszej dyskusji.
Prawo może wydawać się nonsensowne, ale
dura lex sed lex i czy ktoś twardo siedzi na wysokim stołku, czy nieco niżej na drabince społecznej, to jednakowo powinien przestrzegać zasad. Nie dostrzega Pan dziwnego konfliktu interesów? Prywatny kolekcjoner i muzealnik z tej samej dziedziny, to zawsze będzie śliska sprawa.
Nie ma śladu dowodu? Wolne żarty...
Cytat z artykuliku, do którego link dał Pan Paweł. Cytuję z zażenowaniem, bo myślałem, że takie oczywistości mamy już za sobą:
Cytuj
And the United Kingdom is one of the few nations with good antiquities laws. The 1996 Treasure Act and the Portable Antiquities Scheme are just two examples. Very briefly: everything ancient found in the ground must be reported, and both the finder and the landowner are entitled to a share of the fair market value, but the state gets the right of first refusal on acquiring the material for museums. One result of this sensible policy is that we know more about the circulation of ancient coinage in Britain than just about anywhere else.
Nie wiem czy Pan pamięta, ale kilka lat temu, przy okazji bytności na Wielkiej Wyspie, na zlocie poszukiwawczym, relacjonowaliśmy tutaj z kolegami zasady na jakich się odbywa w ustawodawstwie brytyjskim amatorskie poszukiwanie zabytków i jakie zasady tym rządzą. Konkluzja była jasna. Fajne prawo, ale sprawdza się w kraju i społeczeństwie, które żyje na godziwej stopie i nie musi liczyć, że ewentualne odkrycie za pomocą detektora poprawi majętność szczęśliwego odkrywcy. Tam w sporej mierze decyduje duma i szczęście z własnego odkrycia, a nie chęć zysku. Opisywałem przypadek odkrywcy ( tego który znalazł skarb antoninianów z Domicjanem II), który drugi już skarb monet rzymskich przekazał gratis do muzeum w Oksfordzie. Duma ze znaleziska, honorowa tabliczka przy gablocie ekspozycyjnej i tyle. Z drugiej strony, nawet jeśli założyć, że znalazca liczy na godziwą rekompensatę za przekazanie znaleziska, to ich na to stać. Proszę mi pokazać polskie muzeum z budżetem, który podoła wyzwaniu. Ale to przecież inna bajka i zaraz Pan zacznie rozgłaszać, że w tym właśnie celu należy spieniężyć dublety. Niestety, czynnik ludzki, a zwłaszcza wszędobylskie januszowate polactwo, zrobi swoje. Przekręty, wałki, wałki i przekręty. Efekt finalny - w muzeach pozostaną miernej jakości eksponaty, a osoby decydujące o tzw. zbyciu dubletów zarobią na godziwą emeryturkę i to wszystko w majestacie nowego, "ulepszonego" prawa.
dzisiejsza władza, na którą tak Pan w różnych postach narzeka, akurat czci muzea, pomniki oraz wszystko, co może służyć państwowej polityce historycznej, więc bez obaw: nie oddamy ani guzika (historycznego, w prywatne ręce).
Wie Pan, kiedy widzę władzę ( a jedną taką już historii przeżyłem), która próbuje sterować kierunkiem programowym ekspozycji muzealnych i wtrącać się np. do repertuaru sztuk teatralnych, to ogarnia mnie przerażenie. Proszę więc nie wyjeżdżać z polityką historyczną, która ma służyć państwowej (czytaj partyjnej) wersji historii. Za chwilę może się okazać, że w ramach tej tzw. polityki historycznej, przestaną być koszerne wykopaliska archeologiczne na stanowiskach z okresu wpływów rzymskich. Jak to, Germanie w kraju nad Wisłą? Podobnie mogą poznikać eksponaty z ekspozycji muzealnych. Naczynia wielbarskie zdobione pewnym znakiem solarnym, również mogą nie iść w parze z "obowiązującą" wersją historii. Przesadzam, czy mam
deja vu?