Tak więc jeśli idzie o dowody (zgoda - nie na mur beton pewne), to sam Bursche potwierdza datę kwiecień-maj 1927, po czym usiłuje przekreślić te dowody swoją nieskończenie słabszą fantazją, nie mającą w niczym umocowania.
Ja tej fantazji nie kupuję, toteż dla mnie sprawa jest oczywista. Jak dotąd wszelkie istniejące dowody na 99,9% wykluczają udział Gumowskiego w sprawie skarbu z Zagórzyna.
I tu się z Panem zgadzam: dowody wykluczają. Basta.
Co do samej fantazji natomiast, to mam lepszy pomysł niż Bursche - moim zdaniem bardzo prawdopodobny, a wykluczający złą wolę Gumowskiego. Wychodzę przy tym z założenia, że tak doświadczony, obrotny i pomysłowy kolekcjoner, jak profesor G., w tak brudnej aferze, jak pokątne rozparcelowanie całego znacznego skarbu jednak, chociażby z uwagi na własną reputację naukowca, nie chciałby uczestniczyć.
Scenariusz:
1) Początkiem lutego 1927 r. kilku włościan, korzystających z nader przychylnej aury, chodząc po polach znajduje SKARB (przez duże S).
2) Z początku utrzymują to w tajemnicy i część skarbu udaje im się korzystnie sprzedać.
3) Wkrótce po tym nabywca dwóch złotych medalionów zwraca się do znanego naukowca o pomoc w upłynnieniu owych. Wymyśla przy tym miłą dla ucha legendę, o znalezieniu ich za górami, za lasami, w czasie wielkiej bitwy - aby całość uprawdopodobnić, dodaje, że było tego złota kiedyś więcej.
4) Naukowiec, człek wrażliwy na potrzeby bliźnich swoich, a zarazem dość przedsiębiorczy, legendę ową akceptuje. Nie jest wprawdzie naiwny, ale, nie wiedząc jeszcze o odkrytym niedaleko SKARBIE, snuje własne przypuszczenia o pochodzeniu złota i dochodzi do wniosku, że to być może
souvenir jednego z uczestników burzliwych wydarzeń, które nie tak dawno temu za górami, za lasami miały miejsce.
5) Naukowiec, człek pomocny, pisze do pewnego zamorskiego muzeum, które mogłoby być zainteresowane kupnem artefaktów, jednak otrzymuje odpowiedź odmowną, ze względu na zbyt wygórowaną cenę wywoławczą.
6) Jest kwiecień. W okolicy miejsca odnalezienia SKARBU handel trefnym złotem kwitnie. Nabiera takiej dynamiki, że nie da już się utrzymać go w tajemnicy. W dodatku jeden z włościan, nie otrzymawszy należytego udziału w łupie, jako uczciwy znalazca zanosi dwa denary na policję i tym samym powiadamia o wszystkim odpowiednie organy. Te jednak nie reagują odpowiednio, gdyż miejskiego szeryfa dotknęła właśnie "dobra zmiana na lepsze".
7) Mimo chwilowej nieingerencji władz, włościan - nieuczciwych znalazców ogarnia panika i za bezcen pozbywają się reszty SKARBU. Atrakcyjne złote krążki zamieniają się w nieco mniej atrakcyjne sztabki, których nadzwyczajną zaletą jest jednak niemożność ustalenia ich pochodzenia. Kilka ocalałych krążków trafia przypadkiem do muzeów lub za granicę.
8 ) Z początkiem czerwca w mieście pojawia się nowy szeryf, a dowiedziawszy się po pewnym czasie o karygodnej bezczynności podwładnych, powiadamia natychmiast odpowiednie służby w stolycy.
9) Najpóźniej teraz, choć prawdopodobnie już wcześniej, nasz miły profesor zdaje sobie sprawę z tego, że jego pomocne i życzliwe w założeniu swym działania przez pewnych niechętnych mu i zawistnych kolegów mogłyby zostać zinterpretowane zgoła opacznie, tj. jako pomoc w wywożeniu za granicę świadectw dziedzictwa kulurowego Narodu, czy wręcz paserstwo, skutkiem czego natychmiast odżegnuje się faktycznie i duchowo od całej sprawy i zapomina o niej. Zapomina o niej tak skutecznie, że nawet wiele lat później w poświęconej pokrewnym tematom, a nawet samemu SKARBOWI, publikacji nie zapomina nie wspomnieć o rzeczonych "złotkach" znalezionych dawno, dawno temu za górami, za lasami, choć byłoby to nielichą naukową sensacją.
10) Kiedy pod koniec czerwca na miejsce przyjeżdza ze stolycy zaalarmowany przez szeryfa inkwizytor, ostał mu się jeno sznur. SKARBU nie ma, niby coś tam się wydarzyło, ale to oni, a nie my...
Jeśli ktoś z Kolegów chciałby wykorzystać powyższy scenariusz do stworzenia jakiegoś WYBITNEGO DZIEŁA (literatury bądź kinematografi), nie mam nic przeciwko temu - proszę jednak gdzieś tam w "przypisach" wspomnieć o moim skromnym autorstwie...
Pozdrawiam
Zenon M.