Póki co najlepszy rezultat naprawy jaki widziałem to dukat litewski Zygmunta III z 1590 roku, nie mogłem się otrząsnąć z szoku, jakiego doznałem podczas lektury, gdy na końcu natrafiłem na dopisek "Załatana dziurka."
Bardzo dobry przykład! Na szczęście firma Niemczyk w opisie umieściła odpowiednią adnotację, za co należą się słowa uznania. Innym przykładem naprawy, ale raczej nieudolnej, bo ślad jest widoczny na pierwszy rzut oka. To trojak gdański 1592. Niestety w tym przypadku Niemczyk nie wspomniał o uszkodzeniu.
https://aukcjamonet.pl/product/119/zygmunt-iii-waza-trojak-1592-gdanskWracając do orta gdańskiego to również jestem ciekawy, jak moneta prezentowała się na żywo. Jednak nie wydaje mi się żeby wprawne oko osoby z wieloletnim doświadczeniem nie dostrzegło manipulacji na portrecie. W tym przypadku nie mówimy o pospolitej monecie, a o jednym z najrzadszych roczników. Przeoczenie czy wstyd przed przyznaniem, że ort jest naprawiony? Pozostaje oczywiście przykra możliwość – chęć jak najwyższej prowizji, czyli przemilczenie niewygodnego szczegółu.
Na ten temat na pewno warto dyskutować i wręcz domagać się od sprzedawców szacunku względem kupujących, a tym przecież powinien być jak najprawdziwszy opis.
Zakładając jednak przypadek (co prawda to już drugi ort opisany w tym temacie) i wierząc w dobre intencje firm, nasuwa się niepokojąca myśl. Jeśli taka naprawa zostaje niezauważona, to czy jednocześnie nie umknie „naprawa” w postaci dodania znaku/ zmiany daty itd. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że wystarczy inny rocznik czy znak menniczy, a numizmat od razu zyskuje na rzadkości/ wartości. I teraz jak mamy ufać, że gdzieś nie została przepuszczona moneta po małej zmianie…
Przy okazji tej sprawy jest jeszcze jedna rzecz. Jeśli fachowiec potrafi tak naprawić, to pewnie spokojnie może niezauważenie „podrasować” monetę celem uzyskania czegoś poszukiwanego.