Na coś jednak patrzeć musieli. Przecież nie było tak, że obywatel z jednym papierkiem (paczką papierków) dostał tyle samo bibułki, co ten z dziesięcioma.
Może jeden i drugi cieszył się, że dostał cokolwiek, bo następnego dnia ten papierek mógł tylko dać dzieciom do zabawy? Skoro co 2-4 dni pojawiały się nowe papierki warte tyle co dziesięć poprzednich?
To samo z wypłatami. Inflacja inflacją, ale u księgowej zgadzać się musi.
I myślę, że przynajmniej te księgowe liczyły przez moment właśnie w milpengach i b.pengach - choćby dlatego, żeby im się to w kolumnach pomieściło.
To na pewno, księgowe, banki które to rozprowadzały i przyjmowały utarg itp, itd. Niestety tutaj obijamy się o ścianę - bez jakiś bardziej szczegółowych pamiętników, skanów ksiąg rachunkowych pozostaniemy w sferze domniemań i analogii z naszą inflacją. Szukałem coś, ale najwidoczniej tłumacz google nie podpowiedział mi odpowiednich słówek węgierskich.
U nas jakie by te liczby nie były, coś jednak znaczyły. Wydaje mi się, że jest jakaś granica, poza którą liczba staje się abstrakcją i kwota nią wyrażona przestaje dla nas coś znaczyć. Dopiero jak sobie żmudnie przeliczymy na inne, mniejsze kwoty, to coś zaczyna znaczyć. Pamiętam, że dla mnie dość abstrakcyjny był już miliard - Jacek kupił sobie dom za półtora miliarda. A czemu nie za piętnaście miliardów? Ile to w ogóle jest? A teraz co się dzieje w mózgu, jak gazeta kosztuje dziesięć miliardów. Za tydzień sto. To za ile można kupić dom?
A zdjęcie wygląda jednak na poinflacyjną ustawkę propagandową, że niby wymiatamy te tryliony-biliony i zaczynamy nowe życie - bo ten tłumek patrzy z wyraźnym zaskoczeniem i zainteresowaniem, co to za show.
Może niecodziennie ktoś wyrzucał gotówkę na ulicę, to jednak dość radykalne posunięcie... Mimo wszystko dość mieszczące się w granicach prawdopodobieństwa. Załóżmy drobny sklepikarz choruje obłożnie przez dwa tygodnie. Wraca do swojego sklepiku, a tam kasa pełna gotówki nie wartej nawet pudełka zapałek. Będzie to niósł do banku, weźmie wózek i zawiezie do domu na podpałkę, czy wścieknie się i ciśnie na ulicę?