Nasze podejście różni się głównie punktem wyjścia. Dla mnie jest nim nieznana atrybucja, a dla Pana, jak sądzę, atrybucja długotrwała: poznańska.
Z Pana dotychczasowych wypowiedzi wynika, że jest dokładnie odwrotnie. Wszelkie dodatkowe okoliczności, które w moim przekonaniu należałoby wziąć pod uwagę – takie jak np. stałe przenosiny mincerzy – odrzuca Pan gdyż zaburzają przyjęta już (tylko na podstawie analizy stylu rytownika) atrybucję lubelską.
Ja z kolei przy Poznaniu wcale nie obstaję. Nie wykluczam mennicy lubelskiej. Mam jednak znacznie większe wątpliwości co do tej hipotezy.
W moim podejściu szeląg powinien być lubelski, bo najprostsza metoda przypisania atrybucji tak mówi (porównanie do znanej ugruntowanej lubelskiej monety).
Myślę, że nie należy kierować się prostotą metody lecz przyjąć taką atrybucję, która niesie za sobą mniej pytań bez odpowiedzi. W moim odczuciu uznanie szeląga za produkt lubelski generuje znacznie więcej takich wątpliwości i znaków zapytania.
Natomiast te inne konkurencyjne atrybucje powinny być udowadniane, gdyż wprowadzają dodatkowe zmienne np. przeniesienie mincerzy itd.
Przenosiny mincerzy z mennicy do mennicy nie są dodatkowo dodaną hipotetyczną zmienną. To była praktyka, którą po prostu należy wziąć pod uwagę poważnie badając pochodzenie monety.
Dlatego będę oczekiwał na kogoś kto na nowo przypisze ten szeląg do Poznania w oparciu o jakieś inne przesłanki niż rysunek, ale przesłanki mocniejsze. Niestety, jak Pan słusznie zauważył, takie coś wymaga pewnych uciążliwych badań.
Czyli jednak te długie i uciążliwe badania, z których Pan sobie podkpiwał są jednak potrzebne?
Do tego czasu dla mnie będzie to szeląg lubelski, a dla Pana?
Dla mnie jednak poznański. Jest kilka dodatkowych przesłanek (nie dowodów) które niedługo umieszczę na blogu jako kolejny wpis. Mój ostatni wpis był zrobiony na gorąco, jako bezpośrednia reakcja na hipotezę Marcina. Nie wszystkie argumenty przemawiające za atrybucją poznańską zostały tam zaprezentowane. Dziś jest już za późno. Siądę do tego jutro.