Feminizm nie zmusza kobiet
Może nie zmusza, ale zaleca, nakłania, perswaduje...
Od pewnego czasu na przykład usilnie zachęca się kobiety do interesowania się naukami ścisłymi. Dla zachęty daje się rozmaite budujące przykłady, czasem trochę bajkowe, jak na przykład Ady Lovelace albo tych rachujących Murzynek, co to bez nich rzekomo NASA nie podbiłaby kosmosu

Być może przesadzam w podejrzliwości, ale mam wrażenie, że właśnie na tej fali medal Fieldsa dostała ta irańska matematyczka (już zresztą nieżyjąca).
Ale może raz jeszcze sprecyzuję, o co chodzi.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie istnieją żadne bariery, by kobieta mogła być numizmatyczką. Nikt im tego sztucznie czy nie sztucznie nie zabrania (i chyba nigdy nie zabraniał). I odwrotnie: nie istnieją żadne społeczne zachęty, by chłopcy zostawali numizmatykami.
Z drugiej strony statystyka jest nieubłagana: numizmatyczek właściwie nie ma.
Tak skrajny rozkład (przy domniemanym braku zewnętrznych przeszkód i zachęt) świadczy, że kobiety nie chcą zbierać monet.
Ale według feminizmu nie ma "chceń" wrodzonych. Zatem kobiety w jakiś sposób są uczone tego, by od numizmatyki stronić. Bo jeśli nie są uczone, jeśli po prostu tak mają "od urodzenia", "w genach", to w takim razie znaczną część feministycznej ideologii można o kant wiadomo czego potłuc.
Albowiem dokładnie na tej samej zasadzie kobiety też mogą tak mieć "od urodzenia", że matematyka czy fizyka nie są dla nich frapujące, więc pieniądze wpakowane w akcję zachęcania kobiet do studiowania nauk ścisłych to pieniądze stracone. Wystarczy program minimum: by nie było żadnych prawnych barier, by tych kilka nietypowych kobiet, które akurat chcą, mogło studiować matematykę czy fizykę. Ale wtedy trzeba by się ostatecznie pogodzić z tym, że na przykład dalej większość nagród Nobla będzie "męska", co dla feministek jest jednak nie do zniesienia. Im chodzi o mniej więcej równy podział tortu "społecznego prestiżu".
Numizmatyką akurat feministki się nie zajmują, bo z tym zajęciem żaden specjalny bonus społeczny się nie wiąże. Przeciwnie, w wielu środowiskach można zostać uznanym za dziwaka i z miejsca dostaje się -10 do prestiżu. Ale tym dziwniejsza staje się ta płciowa dysproporcja w numizmatyce. Bo o ile jeszcze jest śladowy sens w założeniu, że patriarchat jakimiś podstępnymi metodami stara się zarezerwować dla siebie zajęcia prestiżowe czy choćby popłatne, o tyle nie bardzo wiadomo, dlaczego miałby odpędzać kobiety akurat od numizmatyki.
I stąd właśnie moja prośba o próbę rozwikłania tej zagadki.