Kilka chaotycznych uwag dotyczących bardziej feminizmu i pierwego wpisu, niż dalszej dyskusji.. To chyba nie tak, że rodzimy się i rozwijamy jako bezkształtna masa, a o płci naszej decyduje nacisk społeczeństwa, bo wtedy przy zmianie tej płci nie byłoby "kuracji" hormonalnej. Czyli postuluję, że testosteron i estrogen grają jakąś rolę.
Tak zwane feministki znam niestety jako dość nieprzyjemne osobniczki zarzucające mi, że przez wieki były przeze mnie i innych szowinistów uciskane i poniżane. Owszem, historia nas uczy, że rola kobiety w społeczeństwie ograniczała się do rodzenia dzieci i opieki nad ogniskiem domowym. Pytanie tylko czyja to wina. Czy facetów, którym ta rola kobiet pasowała, czy też samych kobiet, które potulnie godziły się na nią? Jestem ostatnią osobą, która forsowałaby teorię winnej ofiary. Obawiam się jednak, że większość "ofiar" nie czuła się tak źle w swojej roli, by zrywać okowy. Czy w dawnych wiekach kobiety były dyskryminowane poprzez uniemożliwianie im dostępu do nauki i odmawianie prawa do udziału w elekcjach, absolutnie. I to było niesprawiedliwe. Dziś nie można nic na to poradzić. Ale dziś ta rzeczywistość wygląda inaczej. Owszem, są głosy, że pensje kobiet są wciąż niższe od pensji mężczyzn. Nie wiem czym to się może mieć, ani jak to naprawić, skoro pensje pracowników są utajnione.
Jestem szefem średniej wielkości działu, z 11 moich pracowników, 5 to kobiety. Dwie osobiście zatrudniłem, pozostałe przyszły do mnie z reorganizacji i jedna była w tym dziale przede mną. Regularnie param się z urlopami macierzyńskimi, dniami na opiekę nad dzieckiem itd. Czy to coś zmienia w moim postrzeganiu kobiet jako pracowników? Nie, gdyż uznaję ich potrzeby, jako innego typu pracowników. Ciekawe jest to, że ostatnio powróciła z macierzyńskiego pani o poglądach feministycznych i zarzuciła mi od razu, że przydzielono jej biuro bez okna, gdyż jest "dziewczyną". Nie dostała pełnej premii, gdyż jest "dziewczyną". Musiałem jej wyjaśnić, że dziewczyną może sobie być w wolnym czasie, a tu jest głównie pracownikiem. I tak jestem pewnie w jej opinii szowinistyczną świnią.
Tak zwane społeczeństwo składa się z jednostek, KAŻDY jest inny, i to jest prawo natury. Chodzi jednak o to, by wykorzystać te różnice dla wspólnego dobra. Tak jak kobieta nie powinna być traktowana gorzej gdyż jest kobietą, tak samo nie powinna mieć z tego powodu przywilejów. To samo mężczyzna, każda orientacja i poglądy.
To, czy ktoś siė interesuje, czy wręcz pasjonuje numizmatyką, to bardzo indywidualna cecha. Myślę, że błędem jest przywiązywanie tej cechy do określonej płci. Owszem, są statystyki, ale osobiście nie przykładam do nich wagi. Sam miałem dość ciekawy okres na numizmatycznej drodze, gdzie uznałem, że kolekcjowanie monet nie może opierać się na serii zakupów, bo to nie kolekcjonowanie, ale nabywanie. Owszem, są studia nad numizmatami, które nobilitują, ale te można przeprowadzić bez potrzeby posiadania tego numizmatu. Kolekcjonowałem wtedy monety obiegowe w dość egzotycznym państwie. Moja kolekcja z tamtego okresu jest zdecydowanie wyjątkowa i pełna.
W podsumowaniu: to czy ktoś jest pasjonatem jakiegoś tematu, jak numizmatyka nie zależy według mnie od płci.
Z drugiej jednak strony, jeśli uznamy, że numizmatyka = zdobywaniu monet na aukcjach, to mogę się przychylić do tej tezy, że mężczyźni posiadający wysoki pozion testosteronu mają większą potrzebę wygrywania aukcji, gdyż konieczność wygrywania aukcji, to jak szybka jazda samochodem, czy motocyklem; może być wynikiem wysokiego poziomu testosteronu.
Wskazywałyby na to ceny osiągnięte na kilku ostatnich aukcjach.