Historia "do użytku wewnętrznego"
"do użytku wewnętrznego" taką formułą opatrzone dokumenty mogły teoretycznie przemycić rożne treści - oznaczało to ,że materiały są przeznaczone do jakiegoś określonego kręgu np. materiały z sympozjum i teoretycznie można było ominąć cenzurę itede itp. Kiedyś udało mi się w latach 70 wyprodukować przy pomocy tej magicznej formuły śpiewnik studencki rajdowy prawie dla całego wydziału.
Monety zacząłem zbierać chyba w 1961 roku , chyba dobrze zacząłem bo talar saksoński 1863 roku który wyhandlowałem od kuzynów i mam go do dziś jest prezentowany jako wizytówka któregoś domu aukcyjnego w Niemczech. W 1966 roku srebrna przedwojenna 10 zł z kobietą z kłosami kosztowała w antykwariacie Lacha w Katowicach 45 zł. Pensja średnia w tamtych czasach to około 1200 zł. Moja radość ze 100 złotówki na tysiąclecie Państwa Polskiego była ogromna, no bo jakże to pierwsza srebrna moneta i w dodatku tak ogromna blacha. Radość niestety zmącona była faktem, że trzeba było się zapisać na te monetę a także oddać stosowną ilość srebra w Jubilerze i dostać wymagany kwit. Mój dylemat był ogromny i 5 markówki z Hindenburgiem w końcu przeznaczone do skupu wydawały mi się szczytowym aktem poświęcenia. Ból złagodziła Mama oddając dwa srebrne masywne uchwyty na serwety. W końcu zapadła decyzja decydujemy się na dwie stuzłotówki- druga dla brata. Przed sklepem Jubilera stali Panowie usiłujący uratować przed tym wielkim kotłem co cenniejsze numizmaty i pytając szeptem " coś z monet"? Akcja skupu chyba się Państwu opłaciła bo realizowało ten pomysł jeszcze przez kilka lat. Moneta na tysiąclecie coś się mocno opóźniała i chyba z rok trzeba było czekać. Oczywiście nikt raczej nie oczekiwał cudów. Dziś także moneta mi się podoba ale wiem,że jest trochę taka jak te czasy wtedy. Próby były w Pewexie po 30 dolarów ( za trzy monety ) a dolar, albo bon to wtedy 80 zł, więc z bratem zawsze wlepialiśmy oczy i patrzyliśmy na niedostępne dobro.
W 1966 roku uczęszczałem do szkoły podstawowej przy Liceum Ogólnokszałcącym miało to różne konsekwencje także i pozytywne uczyli mnie przeważnie nauczyciele z Liceum. Jednak to powodowało, że mieliśmy apele uświadamiające. Jakie to były czasy: pierwszym sekretarzem KC był Władysław Gomułka znany z płomiennych i długotrwałych przemówień ( troszkę krótszych niż Fidela Castro) transmitowanych przez telewizję ( w kawałach z tamtego czasu był nazywany bajarzem ludowym i założycielem strefy bezmięsnej w Europie, a czasem ciemniakiem- to chyba od Szpotańskiego). Czasy były takie, że brak było permanentnie co jakiś czas wszystkiego ( kiedyś nawet soli brakło) a czasem zastępowano to produktem podobnym np. słynny wyrób czekoladopodobny o smaku i konsystencji stwardniałej i brązowej margaryny.
Gomułka nie cierpiał Kościoła i Zachodnioniemieckich Imperialistów więc kiedy nastąpił w 1965 roku list biskupów polskich do biskupów niemieckich
http://pl.wikipedia.org/wiki/Or%C4%99dzie_biskup%C3%B3w_polskich_do_biskup%C3%B3w_niemieckich Gomułka wpadł w szał w szkole zorganizowano apel potępiający i początkowo sporo osób dało się nabrać, ale później większość stanęła po stronie Kościoła. Przygotowania do Tysiąclecia Chrztu Polski trwały już i w Kościele i w Państwie ale teraz już całkiem się rozminęły i zafundowano nam produkt czekoladopodobny, czyli Tysiąclecie Chrztu Polski bez Chrztu.
Na marginesie muszę powiedzieć,że Liceum postanowiło mieć patrona , więc przydzielono niejakiego Grosa- wojskowy czy dyplomata coś tam chyba zmarło mu się w Indochinach- w każdym razie całą szkołę zawleczono na film o wojsku. Potem były jakieś przepychanki i chyba towarzysz odpadł bo przydzielono jakiegoś innego towarzysza taki swój miejscowy ( nie chce mi się nawet grzebać po internecie bo początkowe wyniki są mizerne i pewno obu towarzyszy gdzieś głęboko schowano)
Dlaczego o tym piszę no bo 1968 to pamiętam był dużo później i plecy mojego kolegi na wfie po milicyjnych blondynkach dobrze pamiętam, zresztą to już była inna szkoła. Oczywiście Liceum ma dziś innego patrona a o dawnych nawet się nie zająkną i na stronie internetowej nie ma. Więc jest to historia do użytku wewnętrznego. Faktycznie tak jak Pan Lech mówił dyskutujemy o Kryspusie i Konstantynie a jak tu podejść do historii nawet nie pięćdziesięcioletniej, młodzi ludzie nie wiedzą o niektórych rzeczach, bo te już teraz są głęboko schowane i trzeba zdrowo się namęczyć żeby je odkryć.