Kolejny lider i kolejny niebanalny styl fotografii: „Niemczyk”.
Niełatwo będzie analizować zdjęcia ANMN, które wpisują się zapewne w całość przemyślanej strategii marketingowej „Antykwariatu”: nazwisko, które już od dawna funkcjonuje jako marka, styl witryny sklepu internetowego, własny autorski portal aukcyjny i oczywiście zdjęcia – wszystko to zdaje się podkreślać elitarność firmy.
Obserwując zdjęcia monet proponowanych przez ANMN odnoszę wrażenie, że bije od nich ciepły złoty-miodowy blask. Wszystkie monety oferowane prze firmę, nawet te współczesne, aluminiowe lub nikolowe, wydają się być ze złota, z platyny, lub z innych drogocennych kruszców. Wszystkie wydają się być „stare”. Nie bez znaczenia jest tu z pewnością już sama nazwa: „Antykwariat numizmatyczny…” oraz to, że oprócz monet, ANMN sprzedaje także inne drogocenne precjoza. Monety na zdjęciach wyglądają jak skarby, i to nie takie archeologiczne, z ziemi, ale takie które wysypują się ze szkatułek wyłożonych szkarłatnym pluszem na ilustracjach książek o piratach i poszukiwaczach skarbów, które czytaliśmy w dzieciństwie. Zamierzonym lub mimowolnym przesłaniem subliminalnym zdjęć ANMN mogło by być coś w rodzaju: „kto monety u nas kupuje, skarby gromadzi”.
Pod względem technicznym, zdjęcia są doskonałej jakości. Podobnie jak w przypadku WCN, monety fotografowane są na mlecznym podświetlanym ekranie. Łatwo to ustalić obserwując zdjęcia zestawów o mniejszej wartości, które pozostawione są często bez obróbki. Obróbka cyfrowa zdjęć droższych monet ogranicza się raczej do zastąpienia tła ekranu czystą bielą. W rezultacie, podobnie jak w przypadku WCN, monety pozbawione są tła, cieni i wszelkich innych aspektów które mogły by je usytuować w rzeczywistej materialnej przestrzeni.
Tajemnicą fotografii ANMN jest niewątpliwie oświetlenie. Ktoś napisał już kiedyś na innym forum, że monety ANMN są „dopieszczone”. Dodał bym, że dopieszczone są światłem. Trudno ustalić jakiego oświetlenia używa fotograf ANMN? Z pewnością nie lamp błyskowych. Może reflektorów typu „plastry miodu”, może nawet takich z możliwością regulacji temperatury światła, co pozwalało by dodać tę charakterystyczną „nutkę” ciepłego blasku już w trakcie fotografowania? Oświetlenie jest doskonałe: równe, stonowane, zawierające pełną gamę barwną. Zdjęcia nie są „spalone” i mają miękki, ale poprawny kontrast (prawdopodobnie także w wyniku dobrania bardzo niskiej wartości ISO). Większość ważnych aspektów monet jest widoczna i czytelność detali pozwala dosyć dobrze ocenić stan numizmatów.
Mimo wszystkich zalet tej fotografii, wydaje się jednak czasami, że coś tu jest przedobrzone. Monety na zdjęciach ANMN wydają się być swego rodzaju biżuterią numizmatyczna „do ozdoby najlepszych kolekcji”. Złotawa poświata ujednolica nieco patynę a wady powierzchniowe metalu (drobne rysy, przetarcia, wykwity śniedzi, przebarwienia…), zanikają tajemniczo zatopione miodowym blaskiem. Jednym słowem, coś tu jest zbyt „uszlachetnione”. Może też dlatego, często odnoszę wrażenie, że monety ze zdjęć ANMN nie są przeznaczone dla kolekcjonerów młodszych generacji typu „nie ma zmiłuj się”, czy „metal is beautiful”. Są to raczej oferty dla zamożnych kolekcjonerów średnich i starszych generacji, którzy swoje nadwyżki finansowe zamieniają na inwestycje i potrzebują gwarancji, że kupują drogocenne skarby a nie tylko jakieś tam monety których wartość uzależniona jest od mody, drobnych wad czy kaprysów rynku.