Zgadzam się z xallax. Osiągnięcie oczekiwanego efektu użycia sztancy to wypadkowa doświadczenia i siły.
Sam proces nabijania liter raczej nie polegał na jednorazowym puknięciu młoteczka w puncen przyłożony do stempla (czyli mam na myśli to dłutko z literką na końcu, w charakterze pracującej głowicy), tylko zapewne na kilkukrotnym uderzeniu.
Dodatkowo puncen mógł być ustawiany pod różnymi kątami, niekoniecznie prostopadle do powierzchni stempla, choć taki kąt był najbardziej pożądany z punktu widzenia rytownika i ostrości rysunku.
Po jednym uderzeniu na stemplu odbijała się całość lub fragment literki, czasem płycej, czasem głębiej. Ten proces był kontrolowany przez rytownika.
Jeśli się zorientował po pierwszym uderzeniu, że nabił błędną literę to się mógł wycofać i nabić w jej miejsce inną i głębiej, częściowo maskując poprzednią. Stąd zapewne są te różnice w głębokości liter. Wziąć musimy pod uwagę, że trojaki to monety zdawkowe, obiegowe i nie musiały być doskonałe, tym bardziej, że bite były al marco.
Załączam zdjęcie przykładowego trojaka, żebyście się zorientowali o jak małych elementach mówimy.
Ja jestem pełen podziwu dla ówczesnych rzemieślników.