Szanowni Panowie,
Chciałem zwrócić uwagę na pewien aspekt tego zagadnienia, obecnie patrząc na monety z kolekcji Potockich czy Czapskiego, uznajemy pozostawione przez nich punce za elementy, które z jednej strony wskazują, dokumentują historię konkretnego numizmatu, przez co dodają monecie wartości, bynajmniej, nie tylko finansowej, z drugiej jednak strony, patrząc przez pryzmat naszych czasów świadczą o pewnej niefrasobliwości, może nawet zadufaniu, (wzbraniam się przed użyciem słowa „barbarzyństwie”) ich właścicieli. Jak wyglądałyby te obiekty naszych westchnień gdyby każdy wcześniejszy i późniejszy właściciel zostawiał na nich swój znaczek, pozostawiony już na zawsze?
Właśnie w odniesieniu do puncowania staram się patrzeć na numery katalogowe naniesione tuszem przez jakiegoś anonimowego zbieracza. Jest to chyba w jakiejś mierze znak czasów. Vossberg wydał swój katalog w 1843 roku, nie mam pewności czy to pierwsze kompletne zestawienie mennictwa krzyżackiego, ale na pewno jedno z pierwszych. Jasne jest więc, że każdy niemieckojęzyczny zbieracz tych monet musiał to opracowanie co najmniej znać… i tu wracamy do czasów. Według mnie ten napis to swego rodzaju nieinwazyjna punca, do tego, co istotne, nie niesie ten znak informacji o właścicielu zabytku w danej chwili, ale odsyła do katalogu, stara się monetę zidentyfikować i umieścić w odpowiednim miejscu historii.
Czy naprawdę, Panie Jacku, proweniencja jest akceptowalną ingerencją w zabytek, a ślad pierwszej próby usystematyzowania (wiem Panie Tomaszu, wiem - karteczka – pamiętajmy jednak o czasach) nie ma żadnego znaczenia?
Jednym słowem, ja bym nie usuwał.
Pozdrawiam,
Paweł