Śledzę tę dyskusję od samego początku i przepraszam wszystkich, którzy ją zaraportowali, że nie zareagowałem. Wydawało mi sie bowiem, że, podobnie jak ujął to Zenon, nie wyrządza ona nikomu krzywdy. Owszem, Forum zostało zdominowane przez ten wątek, ale moim skromnym zdaniem jest to temat tak obecnie gorący, że nawet dziwne to było, że nie został poruszony wcześniej.
Pan Lech zaskoczył mnie trochę swoim comebackiem, ale nie nadzwyczajnie.
Problem z konstytucją i każdym innym prawem jest w mojej opinii taki, że ze swej natury musi być ono uogólnione.
Dla niektórych najważniejszym prawem jest dziesięć przykazan, z których piąte mówi "nie zabijaj". A tu nagle się okazuje, że w niektórych przypadkach wolno zabić, a nawet trzeba.
Dopiero szczegółowe nakazy i zakazy i przepisy przybliżają czyn do jakiegoś szablonu. Te szablony właśnie są według mnie źródłem konfliktu, gdyż każda grupa rządząca ma inne.
I tu pojawia się znów problem ze zrozumieniem pojęcia "demokracja", gdzie przynajmniej w założeniu rządy większości miały obowiązek chronić też interesy mniejszości.
Nie będę wkraczał w sferę swoich opinii na temat charakteru rządów obecnej ekipy. Myślę jedynie, i przepraszam za wygłoszenie prawdy oczywistej, że temat aborcji stał się jedynie bezpośrednią przyczyną protestów, które mają głębsze dno. Podobnie jak Boston Tea Party, które zaczęło się od podatku za herbatę a skończyło na powstaniu najwiekszej potęgi gospodarczej ubiegłych wieków.
P.S. Temat jest emocjonalny i poważny. Bardzo proszę o utrzymanie formy wypowiedzi w dobrym tonie i o nie prowadzenie wycieczek osobistych. W przeciwnym razie będę w obowiązku interweniować.