Może dobrym pomysłem byłoby poruszyć jakoś tę kwestię? Jak już mówiłem - słowo jednego "Kowalskiego" nic nie znaczy, ale już zrzeszenie pasjonatów ma nieco większe przebicie.
Przypomina mi się scena ze "Skazanych na Shawshank" w której Andy, po latach nękania urzędników, dostaje w końcu środki na więzienną bibliotekę.