Od opisu wyjazdu do Osnabrueck chyba nic lepszego się nie pojawiło...
Cafe Allegro, 29 czerwca 2002, godzina 03:27
Siedzę sobie i myślę , co mi się ostatnio coraz rzadziej zdarza ( mam na myśli myślenie ) , a nie siedzenie . Niestety , bez skutku . A czemu ? Bo znowu cały latam z nerwów i emocji . A czemu mną telepie ? Bo byłem za granicą na aukcji u Kuenckera .
Przygotowania trwały ponad miesiąc . Najpierw musiałem wyrobić sobie paszport , bo ostatnio byłem za granicą po zakupy w NRD , jakieś 15 lat temu . Tam gdzie kiedyś robiłem , zorganizowali wycieczkę autokarem do Frankfurtu nad Odrą . No to się zapisałem .
Za dużo z tej wycieczki nie pamiętam , bo cały autobus , naturalnie oprócz kierowcy , się spił . Ja oczywiście też ( gdzie to zdrowie ) , bo nie wypadało inaczej i większość trasy albo spałem , albo śpiewałem . Jedynie co pamiętam , to następny dzień i podbite oko u koleżanki , która też popiła , też śpiewała i też spała , tylko miała pecha , że tę ostatnią czynność wykonywała na toruńskim pierniku . Niestety , był on w czekoladzie , co poskutkowało słusznym zdenerwowaniem męża , po jej powrocie ( trzeba patrzeć na czym się siada ) .
I nie jest prawdą , że mężczyzna może mieć rozstrojone nerwy tylko z powodu " bo zupa była za słona " .
Ale odszedłem od tematu . Po wyrobieniu paszportu . I tu muszę się pochwalić , że teraz nawet nie pytają czy w rodzinie ma się księdza , tylko paszport dają po trzech tygodniach . Ale czasy !!! Żeby tak wszystkim od razu ufać ?? Potem się dziwią , że tylu spekulantów mamy w kraju .
Młodszym przypomnę , że spekulant to ten , co taniej kupuje niż sprzedaje . Jak się dowiedzą o Allegro , wszyscy tu sprzedający będą mieli kłopoty . Na bank . Znowu , zamiast pisać o " Kuenkerze " to ja jakieś dygresje . Jak już miałem paszport , to zacząłem myśleć o euro .
Zebrałem wszystkie pieniądze . Nawet pożyczyłem od teściowej , mówiąc , że wezmę się za malowanie mieszkania , ale brakuje mi na farby . Uwierzyła !!! Skup waluty zacząłem od Allegro . Niejaki Arbiter , handlował nawet zestawami po 8 sztuk z 12 państw . Mówię sobie : hurtem - tanio . Miałem pecha . Widocznie nie tylko ja szykowałem się na Osnabrueck . Chętnych było tak wielu , że euro wyszło mi po 8 zł . Na szczęście szybko się zorientowałem , chociaż nie chwaląc się dwa kilo euro już uzbierałem , że na Zachodzie wydali te pieniądze też w banknotach . Chyba dość rzadkich , bo nie widziałem ich w sprzedaży na Allegro . Kolega z roboty powiedział mi , że można kupić je w kantorach , których po drodze do Niemiec pełno jak grzybów po deszczu .
Szwagier też włączył się w przygotowania . Zobowiązał się , że zrobi przegląd mojego malucha . Dużo nie weżmie . Zrobi to za połówkę . Kolejny kłopot miałem z głowy . Przecież auto to podstawa . Szczególnie dla mnie . Się nim jedzie , się w nim śpi , się w nim je . Ponieważ mam lekko 130 kg żywej wagi muszę nim jeżdzić z otwartym oknem , które służy mi do trzymania ręki na zewnątrz . Korzyści z tego płynące są : trzy . Po pierwsze w środku jest więcej miejsca dla mnie , a po drugie jak ręka na zewnątrz , to mniej ważę i fiacik mniej pali na setkę i po trzecie drzwi można domknąć .
Jak przestudiowałem mapę to mnie trochę zemdliło , bo się okazało że do Osnabrueck jest 800 kilometrów . Na dodatek w jedną stronę . Toć to dwa dni jazdy tam i dwa z powrotem . Ile to trzeba wałówki ? Dobrze , że to lato i noce ciepłe .
Ale jak ja się tam dogadam ? Ale kicha . Przecież na stare lata nie będę się uczył jezyków obcych . Przy obiedzie rodzinnym zapowiedziałem dzieciom , że mają tydzień czasu , aby nauczyć mnie liczebników . Po tym czasie już się jakoś porozumiewałem po niemiecku , oczywiście w zakresie o którym mowa wyżej . A ile było przy tym śmiechu . Mówię Wam , żeby zamiast dwadzieścia jeden mówić jeden i dwadzieścia . To trzeba wymyśleć ! Sądziłem , że Niemcy są bardziej praktyczni . Jednak na wszelki wypadek ściągę zapisałem na wewnętrznej stronie mankietu od koszuli . Przygotowania powoli zbliżały się ku końcowi . Jeszcze tylko koce , jedzenie i picie , kuchenka gazowa z butlą , antybiotyki , węgiel drzewny i inne niezbędne w podróży przedmioty . We wtorek rano wszystko było zapięte na ostatni guzik . Samochód umyty i załadowany . Kanapki przygotowane . Euro podzielone na trzy kupki . Ta najdroższa i przez moją niewiedzę najcięższa w specjalnie uszytym worku na szyji . Druga na drobne wydatki i benzynę w portfelu . Trzecia " w razie czego " w paszporcie . Naturalnie jeszcze 1000 zł , żeby wymienić na euro po drodze . Start nastąpił o 8 rano . Autko szło średnio ( wliczając w to postoje i tankowania ) 35 km na godzinę , a ja obserwowałem ceny w kantorach , obok których przejeżdżałem . W okolicach Poznania sprzedawali po 3,93 zł , a im bliżej Niemiec tym drożej . 50 kilometrów przed granicą chcieli już 3,96 za sztukę . Nie dałem . Wolałem wrócić 120 kilometrów i zapłacić 3,93 .
Po wymianie waluty mogłem już całą drogę myśleć o strategii zakupów . Ponieważ miała to być inwestycja na stare lata , uzgodniłem z moją , że trzeba kupić dużo i tanio z rozdziałów Danzig , Elbing , Thorn i Koenigreich Polen . Żeby mi się nie pomyliło , kartki z innymi monetami żona powyrywała mi z katalogu . Pozaznaczane miałem czerwonym flamastrem wszystko jak leci z ceną poniżej 100 euro . To miałem kupować . Znajomy co robił w Niemczech za murarza dwa lata i zna niemiecki perfekt , przetłumaczył mi mniej - więcej wstęp , z którego wynikało , że Kuencker boi się , że mu kiepsko pójdzie i będzie sprzedawał nawet 20 % poniżej ceny katalogowej . To już było dobrze . Myślę sobie , że Biedaczek słabo zna polski rynek numizmatyczny i dzięki temu każdy sobie coś skubnie .
W środę wieczorem byłem już na miejscu . Nie będę pisał o podróży , żeby Was nie nudzić .
Nawet się nie zdenerwowałem za mocno jak na stacji benzynowej połowicznie straciłem 2 euro . A wszystko przez tę reklamę , co idzie codziennie po wiadomościach , a przed filmem , w której chłopak je loda , mimo że jego zalotny uśmiech do koleżanki z tejże reklamy wskazuje , że na lody to on nie ma ochoty . Chłopak wrzuca do automatu 2 euro , za co tenże automat odwdziecza mu się lodem . Ja chciałem zrobić to samo , chyba jednak nie zrobiłem tak samo bo z dziury gdzie miał wylecieć lód w czekoladzie wyleciały dwie prezerwatywy . Niby strata nie jest duża , bom leciwy i mnie się nie przydadzą , ale za to prezent dla kolegi na imieniny mam jak znalazł .
Wieczorem w środę , wreszcie hotel w Osnabrueck . Na dodatek ten sam , w którym odbywała się aukcja . Jak z bajki .
Chyba spodziewali się dużo Polaków , bo przy wjeżdzie do garażu dali polski znak parkingu . No wiecie , takie duże " P " na niebieskim tle . Ale tu zacząłem się denerwować . Stoję przy wjeżdzie do podziemi 15 min . , 30 min . , godzinę a ciecia nie ma . Polazł nie wiadomo gdzie i barierki nie chce mu się otworzyć . Za mną kolejka coraz dłuższa . Inni też się niepokoją , kiwają rękami , trąbią , coś mówią . Podchodzą do mnie . Widać , że są zdenerwowani tak jak ja . Każdy coś gada , a ja tylko ja , ja , ja . Że niby mają rację . Myślę sobie , że takich pracowników to nawet w Polsce nie ma . Ale jak się okazało to nie była wina ciecia tylko moja , bo nie znam się na nowoczesnej technice . Wystarczyło nacisnąć przycisk , który był schowany w słupku , aby szlaban sam się otworzył . Takie tam mają urządzenia . Dałem plamę . A wszyscy mówili jedż do Kuenckera , to zobaczysz wielki świat . Mieli rację , tylko czemu mi nie powiedzieli o tym guziku w słupku .
Obudziłem się już o piątej . Mimo dwóch koców , nie da się dobrze spać w maluchu . A obok nie chciałem , bo nie lubię zbyt wielu pytań , na które mogłem być narażony . Toaleta , golenie , śniadanko , odświętna koszula ze ściągą na rękawie i o szóstej byłem już zwarty i gotowy do zakupów swego życia .
DUTJAR napisał prawie wszystko . Ja nie napiszę już nic więcej , bo na samą myśl znowu zaczyna mną telepać . I już prawie dnieje .
Omni
P.S. Może Zygmunt I trafiłby znowu do domu ?
P.S.2 Może C.D.N ?
C.D.
Parking tylko jedno piętro dzieliło od recepcji hotelowej . Pomyślałem , że mnie nie wygonią jak sobie gdzieś przysiądę , a przy okazji będę miał baczenie na wszystko . Starym zwyczajem zabrałem z auta okulary przeciwsłoneczne i gazetę , w której przedtem miałem kanapki . Założyłem okulary na nos i dla niepoznaki otworzyłem gazetę . Teraz miałem przewagę . Z za okularów mogłem patrzeć tam gdzie chciałem , nie budząc podejrzeń , że jestem ciekawski . A działo się . Oj działo .
Życie hotelowe budziło się powoli . A wiecie co wymyślili Niemcy ? Nie to nie Niemcy , to Polacy jakieś 30 lat temu , a Niemcy tylko zaadoptowali bezpłatnie to rozwiązanie do swoich potrzeb .
Mam na myśli sprzedaż wiązaną . Za komuny w Polsce jak człowiek chciał się napić w lokalu , to do 50 gramów wódki musiał dokupić zakąskę . Inaczej musiał być niedopity . No , ale śledż , albo ogórek kiszony pasują do wódki , natomiast czy pasuje śniadanie do pokoju hotelowego ? Chyba nie bardzo . A goście hotelowi , nie wiem czy dobrowolnie czy pod przymusem musieli przed zapłacenem rachunku za nocleg zjeść śniadanie .
Dobrze , że nie dokonałem rezerwacji pokoju w hotelu , bo nie lubię przymusu bezpośredniego , a i na szelążka jakiegoś pieniążków zostało więcej . Przepraszam za te dygresje , ale ich potrzeba jest we mnie silniejsza niż mój rozsądek .
Mając wiele czasu zacząłem zastanawiać się , który z gości to numizmatyk , a który znalazł się w tym hotelu przypadkowo . Jasnych kryteriów niestety nie znalazłem . Za to czs upływał szybko , a atmosfera gęstniała . Tym bardziej , że od czasu do czasu dało się słyszeć , oczywiście po polsku słowo klucz znane nie tylko z filmu " Seksmisja " . Słowo to z dużym prawdopodobieństwem można było przypisać niektórym ze zbieraczy z Polski , lub z polskim pochodzeniem . Aukcja miała zacząć się o 9.00 . O 8.00 już nie siedziałem , tym bardziej , że zauważyłem przez okno , że jacyś smutni panowie , w takich samych okularach jak moje zaczęli coś wnosić do sali aukcyjnej .
Dreptałem przed drzwiami coraz bardziej niecierpliwie . Nagle o 8.15 drzwi otworzyły się . Wszedłem do sali i oniemiałem . Wszystko pięknie przystrojone , jak w Domu Kultury podczas akademii z okazji wybuchu Rewolucji Pażdziernikowej , naturalnie w bardziej pastelowych kolorach . Najpierw zająłem trzy miejsca przy jednym stoliku poprzez zaznaczenie na krzesłach mojej obecności za pomocą : marynarki , teczki i etui od okularów . Ponieważ na sali byłem pierwszy wybrałem miejsca bardzo odległe od mównicy , ale za to dające gwarancję , że nikt nie będzie mi robił coś złego za plecami , bo tam była już tylko ściana . Dopiero wtedy popędziłem do długiego stołu gdzie trzech panów umożliwiało obejrzenie monet , które miały być sprzedawane . Tym bardziej , że zainteresowanych przybywało z minuty na minutę . Usiadłem przy stoliku , otworzyłem katalog i pokazałem palcem na numer 3418 oznaczający pierwszą monetę gdańską po czym przeciągle gwizdnąłem chcąc wyrazić zamiar obejrzenia wszystkich monet z Polską związanych , a jednocześnie zwrócić uwagę , że łatwo się mnie nie pozbędą i że będę okupował krzesło tak długo , aż zrealizuję swój zamiar w 100 % . Ludzie , oni zaczęli znosić mi te monety w szufladach i nawet nie patrzyli mi na ręce . Nosili jedną szufladę za drugą . Myślę , że wręcz ich poraził wygląd mojego katalogu aukcyjnego , który był tak sfatygowany poprzez brak kartek i odręczne opisy , razem z limitami na czerwono, że mógł na szeregowych pracownikach firmy " Kuencker " zrobić wrażenie , że mają przed sobą numizmatyka światowego formatu .
Ja raz pokazałem swój zbiór , koledze w podstawówce , nie patrząc mu na ręce . Kiedy skończył oglądać zabrakło w nim unikalnej w moim pojęciu , w tamtych czasach , 2-złotówki z żaglówką z okresu międzywojennego . Nie znalazłem jej przy nim mimo , że rozebrał się do skarpetek . Po 20-tu latach ruszyło go sumienie i zwrócił mi ją . A wiecie co się z nią stało ? Połknął ją . Teraz mogę powiedzieć , że ta moneta ma prowieniencje . Z taką historią może być ozdobą każdego zbioru . Mimo , że to słaba trójka kudy do niej jakiemuś talarowi z 1533 roku Zygmunta I , który kiedyś był w posiadaniu Erazma z Rotterdamu . Gdyby Erazm go połknął to co innego .
Jak sobie uświadomiłem , że na niektórych z szuflad są monety o łacznej wartości ponad 100000 zł i ja trzymam takie pieniądze w ręku , jakich przez całe życie nie zarobię , to oblewały mnie zimne i ciepłe poty na zmianę . Tak pięknych złotych monet , zgromadzonych w jednym miejscu to ja w życiu nie widziałem . Nawet w muzeum . Ze zdziwieniem zauważyłem , że na butach nie mam filcowych , muzealnych papci , a to co robię dzieje się w świecie rzeczywistym . Oczywiście złoto dentystyczne też się zdarzało , ale było w zdecydowanej mniejszości . Ze srebrem było znacznie gorzej . Ślady po uchu , igiełkowanie , polerowanie , naprawianie było widoczne na większości z oferowanych , szczególnie grubszych nominałów .
Na odchodne panowie podarowali mi dwa nowe , nieużywane katalogi aukcyjne , z których jeden zamierzam spieniężyć poprzez aukcję na Allegro .
Teraz spokojnie mogłem zająć miejsce przy stoliku . Oczywiście jedno . Dwa pozostałe zwolniłem . Natychmiast przysiadł się jeden allegrowicz z Warszawy i jakiś właściciel domu aukcyjnego z Belgii .
Do dziewiątej brakowało jeszcze pięć minut , ale sala już była pełna . Miałem czas , aby rozejrzeć się po niej .
A było co oglądać . Po powrocie opowiadałem o tym co widziałem swojej żonie przez 6,5 godziny i nawet się jej nie znudziło .
Chciałem zwrócić Wam uwagę tylko na niektóre elementy . Stoły pokryte obrusami . Na każdym z nich talerze pełne cukierków z prawdziwej czekolady . Tyle cukierków to ja widziałem tylko raz w życiu , u znajomego z Warszawy , który w latach 80-tych robił w Wedlu jako portier .
Wzdłuż prawej ściany stoły z napitkami ciepłymi , zimnymi i letnimi , tudzież dla tych co nie jedli śniadania talerze z kruchymi ciasteczkami . Szklanek było pod dostatkiem . A na dodatek to wszystko bezpłatnie . Z prawej strony od stołu prezydialnego wielki ekran do przeżroczy . Taki sam jakie mają w kościołach do wyświetlania słów kolęd , podczas Pasterki .
Wszystko , żeby tylko ułatwic ludziom licytację . Na sali , Polaków chyba ze czterdziestu .
Atmosfera coraz bardziej uroczysta . Punkt dziewiąta zasiadają do stołu cztery osoby . Pierwszy Pan Kuencker , którego znałem osobiście z fotografii w katalogu , drugi krótko ostrzyżony , jak mi się początkowo wydawało ochroniarz i dwie panie w charakterze nie w pełni mi wiadomym . Nagle ekran się rozświetlił , Pan Kuencker wstał i zapiął marynarkę . Zrobiłem to samo . Pomyślałem , że zaraz zacznie się śpiewanie hymnów , a na ekranie pojawią się ich słowa . Tak szybko jak wstałem tak usiadłem , bo Pan Kuencker zamiast zaintonować hymn zaczął ujmujące przemówienie . Potem wstała jakaś pani i zaczęła mówić po polsku , że jakby co to ona nam może pod przysięgą , bo jest zaprzysiężoną tłumaczką . Nie wiem czy skończyło się na deklaracjach czy ktoś skorzystał ?
Ja osobiście w kobiece przysięgi nie wierzę , ale pomysł organizatorów nawet mi się spodobał .
Po przemówieniu zaczęła się licytacja . Prowadził ją ten łysawy gość , który jak się okazało nie był ochroniarzem . Wreszcie uzyskałem odpowiedż na pytanie , po co ten wielki ekran ? Otóż wyświetlano na nim zdjęcia aktualnie licytowanych monet , oraz ich numer katalogowy . Co więcej . Na zewnątrz sali ustawiony był monitor od komputera , na którym również podawano numer właśnie licytowanej monety . Pierwsze 2,5 godziny to Brandenburgia i Prusy , co nie wzbudzało większego zainteresowania naszych . Pozwalało jednak oswoić się z atmosferą sali i wsłuchać w odgłosy aukcji . Przez pierwsze 5 minut ciągle coś mi cykało , a ja nie wiedziałem co . Na początku myślałem , że może ktoś jakąś bombkę na sali podłożył , potem że mam budzik w kieszeni , a na końcu okazało się , że to ten gość co prowadził aukcję jechał , jak ruska pepesza . Cwancyk , drajcyk , fircyk , fynfcyk , sechcyk . Odetchnąłem z ulgą , że to nie bomba zegarowa .
Naniosłem sobie do stołu , na wszelki wypadek ( bo naszych na sali dużo ) jedzenia i picia na zapas . Teraz miałem czas , aby spokojnie się rozejrzeć . Nasi skupieni . Na twarzach , u jednych uśmiech pokerzysty , u drugich stężenie pośmiertne , a u jeszcze innych totalny luz . Mniemam , że wyraz twarzy zależny był od zasobności portfeli i adekwatnego do tego stopnia ryzyka , które trzeba było podjąć . Teraz czas wyznaczały nie zegarki tylko numery wylicytowanych monet . Około 200 sztuk na godzinę . Powoli zbliżał się Gdańsk . Krótko przed nim poszła półtalarówka z Królewca z 1520 roku znana przed tą aukcją tylko w jednym egzemplarzu , która jak się okazało była najdrożej sprzedaną monetą . Nabywca zapłacił za nią 35500 euro .
Przed licytacją Gdańska zarządzono jeszcze 10 minutową przerwę na kawę i dla podgrzania emocji .
Po przerwie , licytacje zaczął z uwagi na powagę sytuacji sam właściciel . Jej przebieg wiernie oddał DUTJAR . Wyników też nie ma co podawać , bo zainteresowani mają je od wczoraj na www. Kuenckera . Myślę , że co najmniej połowa ze sprzedawanych na tej aukcji monet wróciła do kraju . I to jest w moim mniemaniu najważniejsze . Nie jest istotne kto , co i za ile . Ważne jest , że nasze środowisko powoli , ale systematycznie przywozi piękne i rzadkie monety do Polski . Ważne , że w przyszłości mogą one być rdzeniem , wokół którego bedą tworzone nowe Polskie zbiory . Ważne , że w Europie zaczynają traktować nas poważnie , czego dowodem była świetnie zorganizowana aukcja w Osnabrueck .
Jeśli ktoś czuje się urażony moim jarmarcznym sposobem przekazania tej relacji , to go serdecznie przepraszam .
A tego talara Zygmunta I Starego 1533 trochę jednak żal .
Może , jeśli będziemy więcej ze sobą rozmawiać to następnym razem tak łatwo go nie puścimy ?
Żeby tylko się gdzieś pokazał .
Omni
P.S. Faktycznie kupiłem dwa szelążki elbląskie i jeszcze parę innych drobiazgów . Nawet moja powiedziała , że są ładne . Tylko po co tak daleko jechałeś do Niemiec ? Przecież już masz ich dosyć .
O tym się nie dowie . Może kiedyś , po latach jednak to zrozumie .