Jedyne pewne rzeczy, które wiem o tych monetach, to:
- bicie tą samą parą stempli (a może lepiej - identyczny rysunek obu stron monety)
- obustronnie centralne, głębokie bicie
- identyczna orientacja awers-rewers
- idealny, a w najgorszym razie bardzo dobry stan zachowania.
Wszystko to kłóci się z moim doświadczeniem w ocenie prawdopodobieństwa zdarzeń.
Mam pewne wątpliwości odnośnie wymienionych wyżej punktów, które w założeniu autora prowadzą do wniosku, że omawiane szelągi to fałszerstwa.
Ad. 1.
Jeśli założymy, że miała to być emisja okazowa, użycie jednej pary stempli nie powinno budzić zastrzeżeń. Z kolei sugestia, że jest to odlew, a nie bicie jest nieuprawniona. Monety nie posiadają cech odlewu lecz bicia.
Ad. 2
Przy emisji okazowej, która miała być wzorcem dla mincerzy ujazdowskich, obustronnie centralne, głębokie bicie jest jak najbardziej uzasadnione.
Ad. 3
Nie wiemy czy orientacja awers-rewers jest identyczna. Problem ten mogłoby rozstrzygnąć zastosowanie dobrego programu graficznego, dzięki któremu można by to precyzyjnie zmierzyć. Póki co, wiemy że jest to „z grubsza” odwrotka.
Ad. 4
Zdarza się, że monety arcyrzadkie, znane w dwóch czy trzech egzemplarzach dotrwały do naszych czasów w stanie menniczym. Np. na XVI aukcji PDA pojawiły się dwa mennicze (no, w każdym razie wybitnie zachowane) egzemplarze odmiany znanej dotąd tylko z rysunku w katalogu Walewskiego. Nie znamy ich historii, nie wiemy jak to się stało, że trafiły na jedną aukcję. Może przeleżały w jednym garnku przez ponad 400 lat. Nie wiemy. Ale nie znaczy to, że z tego tylko powodu, że są mennicze mielibyśmy kwestionować ich oryginalność.
A teraz argument z innej strony. Jeśli menniczy stan zachowania jest okolicznością obciążającą, to czy tak wyrafinowani fałszerze, w celu uwiarygodnienia odmiany, nie byliby w stanie puścić na jakiejś aukcji monety z wyraźnymi śladami obiegu? Wystarczyłoby takiego falsa ponosić przez parę miesięcy w portmonetce.
***
Jeszcze słowo w kwestii rachunku prawdopodobieństwa zdarzeń. Gdyby się zastanowić ile przesłanek musiałoby zaistnieć, żeby powstał unikat albo moneta znana w kilku egzemplarzach, to okazałoby się, że istnienie takich monet jest mało prawdopodobne. A jednak unikaty istnieją.
Im dłużej się przyglądam (tym ogradowanym), tym więcej widzę i moje wątpliwości nie maleją, a wręcz przeciwnie powiększają się.
MAG - litera G i takie małe coś obok nóżki A!!!
"Wąsik" przy G jest też na monecie z Allegro.
A czy nie jest możliwe, że ten wąsik to cecha stempla? Wówczas nie byłoby to nic nadzwyczajnego, że pojawił się na wszystkich trzech egzemplarzach.
Podsumowując. W tych przydługich wywodach nie wypowiadałem się na temat oryginalności omawianych monet, a jedynie na temat argumentów, które w moim przekonaniu są niewystarczające aby mówić o fałszerstwach. Co można w tej sytuacji zrobić? Dwie rzeczy:
• Zbadać bardzo precyzyjnie stosunek osi awersu do osi rewersu. Nie za bardzo się na tym znam i nie wiem czy istnieją takie programy, które zrobiłyby to z dokładnością do jakiejś tam części milimetra, ale coś mi się zdaje, że w dzisiejszych czasach są.
• Zgodnie z sugestią Zdzicha zbadać bezinwazyjnie skład pierwiastkowy stopu, z którego zostały wykonane monety. Tu akurat potrzeba by było sporo determinacji. Najpierw należałoby wygrać licytację, potem wydłubać monetę ze slabu, a na koniec poddać badaniu.