Proszę się nie gniewać, ale uważam, że jest to piękna sztuka obiegowa. Lustrzanka "mapka" zachowuje się jednak nieco inaczej. Ale ważniejszy jest tu fakt następujący. Bywały w PRLu różne "pamiątkowe opakowania" na monety bite zwykłym stemplem. Tu pudełko z Pewexu, tam 3 Kazimierze w tym próba w ozdobnym etui, to z kolei stuzłotówka + 2 próby, też w etui itd. Czasem zwykłe obiegówki pakowane w typowe pudełka do lustrzanek (nawet Nowotko!) i to z nadrukowanym nominałem. Należy założyć, że monety na takie potrzeby jakoś extra selekcjonowano, więc są to ładne sztuki. Myślę, że Pańska zdobycz zalicza się do tego typu kategorii. Bo do "prawdziwych" lustrzanek od samego początku podchodzono z pietyzmem. Wiedziano, że na monetę nie powinien spadać kurz, ani też nie powinna być macana paluszkami. Dlatego wszystkie lustrzanki pakowano w szczelne typowe pudełka plastikowe, które teoretycznie nie powinny być w ogóle otwierane. Jasne, że jak się trochę potrudzi pazurki, to się to pudełko otworzy, ale założenia były inne. I w tym kontekście trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś zapakował lustrzankę do pudełka z mechatą wyściółką, która już sama powoduje mikroryski - pudełka, które można otworzyć na oścież i tak zostawić (niech się monetka troszkę przykurzy...), albo monetkę wyciągnąć paluszkami... Rozumie Pan, co mam na myśli? 😁