Moim zdaniem to taki rzadziej spotykany, dość udany (z perspektywy samej działalności quasiartystycznej) tooling. W bardziej charakterystycznych miejscach widać ślady po "wcześniejszych problemach". Te nienaturalnie chropowate otoczki wokół detali, chociażby na nosie, zdradzają więcej na temat stanu powierzchni przed polerowaniem, ale na tych krawędziach, rzeźbiarz nie pracował, żeby zapewne nie zaburzyć naturalnych lini bicia w charakterystycznym miejscu. Typowo też, po tych zabiegach się "sypie", jest taki przetarty ogólnie, przesuszony. W rzeczywistości obstawiam o wiele bardziej zielony i łuszczący się. Włosy niby są misternie wykonane, ale jednak brakuje im tej finezji i ostatecznej lekkości, który widać na lepiej i naturalnie zachowanych egzemplarzach.