Nie wiem, nie znam się prosty człowiek jestem.
Ale jeśli chodzi o drinki to preferuję jeden, sprawdzony jeszcze z czasów szkolnych (bardziej liceum nie podstawówka, do gimnazjum nie chodziłem hehe):
Gin lubuski (oryginalny, nie jakiś tam limonkowy) + cola. Najlepiej oba zmrożone bez kostek lodu, bo belątają się i rozcieńczają to co najistotniejsze.
Wady: Jedzie choinką. Generalnie to jałowcem ale nie każdemu pasuje. Ja to uwielbiam.
Zalety: Pachnie iglakami. Poza tym wchodzi jak w masło, bo niezależnie od proporcji nie czuć alkoholu. Aha i wysokosprawny detektor w postaci żony nie wyczuje. No, chyba, że objawy są ewidentnie pospożyciowe.
Poza tym lubię własnoręczne produkty w postaci:
A) Nalewek
- pigwowa
- aroniowa
- wiśniowa
- śliwkowa (tylko z węgierek)
- malinowa (jeszcze nie piłem więc nie wiem co to za ustrojstwo wyszło)
Generalnie standard: owoce obrane, pociachane zalewamy roztworem spirytusu i wódki (no, dobrze, żeby miał ok. 50-60%). W przypadku pigw najpierw miesiąc trzymałem zasypane cukrem a z aronii zrobiłem sok w sokowniku po czym dodałem trochę liści wiśni.
B) Piwa ale to już za dużo pisać.