Przysięgam, że nie żałowałbym Hiszpanom sukcesu - i z kolei w życiu jeszcze nigdy przedtem nie kibicowałem Holendrom. Ale styl gry drużyny hiszpańskiej - właśnie ten, który tak mi na nerwy działa - nie wypływa akurat z faktu występu w finale mistrzostw świata, tylko z ich naczelnej filozofii. Jest to łatwe do wytłumaczenia: popatrzmy chociaż na to, jak trudno odebrać Hiszpanom piłkę - a jak już się im ją odebrało, to z jaką zaciekłoscią rzucają się w 2-3 na każde podanie przeciwnika... Tego typu taktyka już nie defensywna, ale DESTRUKCYJNA kosztuje naturalnie ogromne pensum energii, której brakuje potem na fantazyjne kultywowanie własnych akcji. Dlaczego Hiszpanie zasadniczo zaprzepaszczają 9 na 10 pewnych zdawałoby się sytuacji podbramkowych? Dlaczego wygrywają 1:0 tam, gdzie powinni byli wygrac 5:3? Bo w obliczu swojej opisanej już taktyki ich zawodnicy są w zrozumiały sposób sparaliżowani faktem, że może się to okazać "ta właśnie jedyna okazja w meczu"... Akurat w danym momencie taki styl gry święci sukcesy - ale mam nadzieję, że nie na zawsze. Wprawdzie Inter Mediolan zdobył na nim 3 tytuły w tym roku, ale już hołdująca mu przynajmniej częściowo drużyna włoska szybko musiała pakować manatki w World Cup. Drużyna hiszpańska - czyli w zasadzie "Barcelona II" - jest jak na razie w szpicy, ale pożyjemy zobaczymy. Ufam że prawdziwy widowiskowy football wkrótce się odrodzi
(Ironią losu jest w kontekście meczu finałowego fakt, że nie kto inny, a Holender, Johan Cruyff rozpropagował w "szkole barcelońskiej" ideę takiego właśnie futbolu...)
Mecz finałowy był faktycznie dosyć brutalny - znakomicie skwitowała to dzisiaj na pierwszej stronie (jak się dawniej mówiło) "springerowska prasa": "Kopanina w meczu finałowym - my z naszym pięknym footballem byśmy tu tylko przeszkadzali"
Pozdrawiam!
Marek