W Polsce za PRL też były ceny urzędowe, odgórnie ustalone a wolny(czarny) rynek żył swoim życiem.
Nie zastanawiamy się, czy urzędowe ceny Dioklecjana działały. Możemy mieć niemal pewność, że nie. Czyli chodzi nie tyle o to, ile wtedy NAPRAWDĘ kosztowało jabłko w Antiochii, ale jak to miało w zamierzeniu autorów tego projektu funkcjonować.
Jeśli za PRL coś tam małego oficjalnie kosztowało np. złotówkę, to była też w tym czasie i monetka odpowiedniej wartości. Na ogół zresztą były monetki (albo i banknoty) tak drobne, że nic za nie można było kupić i nawet do wydawania reszty przestawały być potrzebne.
Tu mamy sytuację odwrotną. Władza chce, żeby było tanio, ale trudno wskazać monetę, którą ta władza równolegle powinna wybić jako narzędzie tego taniego kupowania. Moim zdaniem założenie, że władza robi taki cyrk propagandowy z cenami wyrażonymi w monecie aż do poziomu jajek i fryzjera, a zapomina o samej monecie do tych tanich zakupów, jest wysoce wątpliwe. Jak już napisałem - trzeba by założyć, że Dioklecjan i jego ludzie to była banda kompletnych idiotów. A w końcu Dioklecjana uważa się nie bez pewnych racji za tego, który uratował Imperium (a może raczej wręcz założył je na nowo...).
pytanie czy są może przypadki przepoławianie drobnych monet,jeżeli tak to by częściowo rozwiązywało problem.
Są przypadki. I to jest niezły trop, ale wychodzi na to, że skoro Dioklecjan wyobrażał sobie, że jabłko będzie kupowane za góra 0,4 denara i jeśli follis ma (wedle naszych tabelek!) wartość 25 denarów i zarazem jeśli follis to jest (według naszych wyobrażeń) mniej więcej 10-cio gramowy krążek, to potrzebna jest nam mniej więcej 1/60 cząstka tego krążka.
Chyba że zrobimy sobie inną tabelkę :-)
Crawford zaproponował dla roku 301 (roku edyktu) przelicznik 20 denarów dla monety o wadze 10 gramów, 5 denarów - dla monety o wadze 3 gramów (jest sporo takich - ponieważ władca jest na awersie w koronie radialnej nazywa się je radiati albo antoninianami postreformowymi lub nowymi antoninianami) i 2 denary dla monet o wadze 1.3 g (też takie są)
Jakoś te szczebelki do siebie od biedy pasują, niemniej nawet zbieracz o niezbyt długim stażu łatwo zauważy, że jeśli idzie o monety które kursowały około roku 301, to dziś na rynku najłatwiej właśnie o ten największy nominał. Radiati są zdecydowanie rzadsze, a maluchy 1.3 g - niesłychanie rzadkie!
Możliwa odpowiedź brzmi: bo w warunkach inflacji kursowały krótko i ponieważ ich siła nabywcza była znikoma wycofywano je i przetapiano na większe krążki.
Ale to jest nie do pogodzenia z faktem, że takie maluchy - wciąż raczej rzadkie - są jednak nadal wybijane. Na przykład w Trewirze, którego drobnicę mamy nieźle opracowaną.
No i na koniec - dwa denary to wciąż jeszcze pięć jabłek po najwyższej (w wyobrażeniu autorów edyktu) cenie. Czyli trzeba jeszcze podzielić takiego malucha jak paznokieć na ćwierćgramowe kruszynki. Teoretycznie wykonalne, ale czy praktyczne.
A może rozwiązaniem byłaby tabelka follis = 4 denary? Wtedy rozmaite dwugramowce z hakiem to denar. A te maluchy to pół denara. Czyli już jakby gruszka.
Dalej nie tłumaczy to rzadkości tych maluchów, ale tabelka robi się jeszcze cudniejsza.
Co Panowie o tym sądzą?