jaki procent obiegu nam one załatwiają? 5%? 10%?
Nie martwi mnie brak drobnicy w skarbach, zwłaszcza takich, które można na pewniaka potraktować jako "bank ziemski". Zastanawiam się, czemu ta dewaluująca się drobnica nie wyłazi tam i sam - jak właśnie boratynki.
Widzę, że chyba nie rozumie Pan problemu tego zjawiska.
Skoro doszliśmy do wspólnego konsensusu, że w okresie panowania Dioklecjana, emisje monet o najniższej wartości stanowiły znikomy procent produkcji menniczej i miały wręcz charakter symboliczny, to łatwo jest domyślić się, że "coś" musiało zapełnić lukę zapotrzebowania na monetę zdawkową.
W moim przekonaniu substytutem owych "boratynek" były właśnie stare brązowe monetki wcześniejszych władców (emitentów), np. zdewaluowane antoniniany Galliena i Klaudiusza II. Potwierdzają ten fakt znaleziska archeologiczne. W obiegu pozostawały bardzo długo, było ich wystarczająco dużo aby wypełnić zapotrzebowanie rynku na takie "groszaki".
W tym samym czasie "drobnica" z epoki (np. małe laureati typu VOT, UTILITAS...), była emitowana w bardzo ograniczonym zakresie. Odnoszę wrażenie, że ich emisja miała charakter czysto symboliczny.
Skoro nie znany nam edykt, regulujący zależność wartości poszczególnych nominałów i określający wzajemnie relacje pomiędzy nimi, opisywał wprowadzenie jakiejś tam monetki o siakim nominale, to wypadało choć symbolicznie puścić w obieg ileś tam sztuk zgodnych z opisem i normą z edyktu.
Powtórzę kolejny raz argument o niskiej opłacalności takich emisji "boratynkowych". Zadowolono się namiastkę oryginalnych drobnych monetek z edyktu monetarnego Dioklecjana, a rzeczywiste zapotrzebowanie rynku zostało załatane starą monetą zdawkową wszelkiej maści.
Metodami archeologicznymi możemy potwierdzać występowanie tej starej drobnicy w skarbach, ale będzie to obraz statystycznie zakłócony z przyczyny samego charakteru depozytów. Deponuje się zazwyczaj te wyższe nominały, a drobnica zostaje w kieszeni. Tu już mamy pierwsze zakłócenie obliczeń procentowego współwystępowania poszczególnych nominałów z perspektywy obserwatora po siedemnastu wiekach.
Kolejnym problemem interpretacyjnym jest klasyfikacja znalezisk luźnych (pojedynczych). Badając jakieś stanowisko osadnicze, można pozyskać powierzchniowo i warstwami całą masę materiału ciężkiego do datowania. Wcale nie musi być tak, że monetkę Klaudiusza II wyciągniętą z ziemi w roku 2011, należy uznać za zabytek z okresu jego panowania, bądź krótko po, jak przez dziesięciolecia czyniły błędnie pokolenia archeologów. Taka monetka mogła być zgubiona równie dobrze w roku 270, jak też w 301. Sęk w tym, że tych znalezisk luźnych nie da się tak dokładnie umiejscowić w czasie, co w znacznej mierze zamazuje nam procentowe statystyki i rzeczywisty obraz przeszłości.