Witam :-)
cytowac i powtarzac dobre dowcipy jest naturalnie rzecza cenna i pozadana, ale naturalnie jakosciowo o wiele wiekszym osiagnieciem jest samemu wymyslic nowy dowcip. A nawet niekoniecznie samemu – rownie dobrze moze sie sprawdzic praca w kolektywie
W tym kontekscie pragne podzielic sie z Wami idea, ktora nurtuje mnie od pewnego czasu wobec oczekiwanych generalnie z wielkim utesknieniem i niecierpliwoscia tegorocznych "obrzedow pierwszomajowych". Czytalem niedawno bardzo interesujaca ksiazke niejakiego D. Yallopa, ktorej polski tytul brzmi
"W imie Boga" – dotyczaca zagadkowych okolicznosci smierci i pochowku niefortunnego papieza Jana Pawla
Pierwszego, panujacego jak wiadomo na tronie piotrowym tylko ciut ponad miesiac. Uswiadomilem sobie podczas tej lektury, ze byc moze tylko dzieki ironicznemu kaprysowi losu (ktoremu jednak – jak sugeruje Yallop – pomogly byc moze tajemne sily, nieznane blizej nikomu, a przeciez oczywiste...) mamy teraz do czynienia z takimi a nie innymi "obrzedami". Nie jest to naturalnie miejsce, ani dzial, aby dyskutowac ten problem, albo polemizowac z tezami Yallopa – ale czysta logika nakazuje nam zaakceptowac fakt, ze gdyby nie ten
ironiczny kaprys losu (albo zadzialanie tajemnych sil), mielibysmy byc moze teraz i zupelnie innego Swietego, i byc moze oblicze KK zupelnie odmienne od znanego obecnie. Kto wie - moze nawet byloby to oblicze, wobec ktorego nie nasuwaloby sie aktualnie pytanie
"Czy da sie jeszcze Kosciol uratowac?" – aby zacytowac tytul najnowszej ksiazki znakomitego teologa i odszczepienca, Hansa Künga...
Ale, ale - naturalnie jestem bliski rozpisania sie na powazne tematy, choc wcale to nie bylo moim zamiarem. Problem ktory mnie nurtuje, jest bardzo banalny.
Na pewno znacie wszyscy ten stary, nieco abstrakcyjny dowcip o bialym obywatelu USA, ktory w czasach scislej segregacji rasowej nie mogl znalezc noclegu w Nowym Yorku. W koncu znalazl jedno miejsce, ale bylo ono w hotelu tylko dla murzynow... Aby nie miec z tym faktem trudnosci, wysmarowal sie od stop do glow czarna pasta do butow. Wzial wiec ten pokoj w hotelu tylko dla murzynow i polecil sie obudzic wczesnie rano o piatej, aby moc zdazyc na pociag do domu. Obudzili go zatem zgodnie z poleceniem – no i on zaczyna sie szorwac z calej sily w lazience, zeby zmyc z siebie te paste do butow. Ale to nijak nie idzie! Jakby nie probowal, nie udaje mu sie wymyc.
Bo obudzili nie tego!...Moja idea byloby skonstruowanie podobnego abstrakcyjnego dowcipu w kontekscie aktualnych wydarzen majowych, konczacego sie slowami
"Bo wyświęcili nie tego..."Jak dotad nie udalo mi sie jeszcze samemu z tym problemem poradzic – dlatego zapraszam niniejszym Sz. Kolegow do wspolpracy. Mam nadzieje, ze temat Was zainspiruje i bedziemy mieli wszyscy wiele radosci - nie ukrywam, ze licze na prawdziwa "Burze" idei...
Pozdrawiam serdecznie!
Marek