Z tym średniowieczem Jana Kazimierza pozwoliłem sobie na pewien, jak się okazuje nie aż tak niewinny żarcik...
A jeślu chodzi o złom tego króla, to najbardziej kojarzą mi się boratynki. Proszę popatrzeć, jak się niektóre prezentują 😱 Nie jest to oczywiście złom numizmatyczny, tylko prawdziwy, w całkiem dosłownym sensie tego słowa 🙂🙃🙂
A już myślałem, że powodem będzie wielkość emisji, ale nie, bo przecież oficjalny nakład boratynek to, 1,5 mld sztuk tylko o 100 mln większy niż nakład złotówek PRL /1,4 mld/. Albo nakład 1 zł 49 z Kremnicy 87 mln, a boratynek krakowskich tylko 16,5 mln. Przecież złotówka PRL nie jest złomem. Może wszystkie miedziaki, to złom pomyślałem, ale nie. To może cena, ale okazuje się, że nie. Taka złotówka 49 z MS ileś tam kosztuje kilka setek, a boratynka kilka tysięcy. Okazało się, że boratynki to złom, bo niektóre źle się prezentują. Jak na to forum, to bardzo rewolucyjna opinia. Jestem zaskoczony. Na poprzedniej stronie Pan Jerzy Chałupski wyraził opinię w sprawie nazywania złomem monet marnie zachowanych, pod którą się podpisuję. Idąc tym tropem, to puła są złomem https://aukcje.gndm.pl/pl/monety-ludwik-andegawenski-pulo-ruskie-lwow-2x-monogram-b-rzadkie/852614 szelągi z 1650 : https://aukcje.gndm.pl/pl/monety-jan-ii-kazimierz-szelag-bydgoszcz-1650-cg-data-na-aw-i-rw/1004571 bo w menniczych stanach nie występują. Idąc tym tropem można powiedzieć, że monety starożytne, to złom, bo większość marnie się prezentuje. Od dawna nie czytałem takiej kuriozalnej definicji złomu numizmatycznego
Czuję się nieco zaniepokojony faktem, że najwyraźniej zapomniałem język polski... Oto napisałem dosyć długi post, którego dominującym tematem było mennictwo XX wieku z szczególnie szczegółowym omówieniem czasów PRL, jako tych, w których wykluwał się na dobre fenomen złomu numizmatycznego. Wydawało mi się, że zamieściłem w tym temacie ciekawe refleksje zawierające świeże spojrzenie na temat złomu. Tymczasem jak się okazuje najistotniejszym elementem mojego postu jest aktualnie gorąco dyskutowany, a rzucony totalnie na marginesie głupi żarcik. Kol. zdzicho poczuł się śmiertelnie obrażony faktem, że można w ogóle było zainsynuować jakiś punkt styczności złomu numizmatycznego z Jego ukochanymi Boratynkami - i teraz analizuje sytuację z różnych kątów, a co gorsza imputuje mi, że położyłem jakoby punkt ciężkości w definiowaniu złomu jako zjawiska dotyczącego monet o szczególnie złych stanach zachowania... Czyli co - ja jestem niby jednym z tych, co to poszukują MSów od 67 wzwyż,
a wszystko co poniżej uważają za złom? Ja, który niegdyś wywołałem burzę hasłem "uwolnić monetki"
Spróbuję zatem jeszcze raz wyjaśnić nieporozumienie, mając nadzieję, że poradzę z tym sobie z moim lekko zapomnianym polskim...
1) Zajmujemy się na tym wątku pojęciem "złomu numizmatycznego", który definiujemy wg. punktu widzenia a, b, c itd. (proszę przeczytać cały wątek). Zjawisko to jest zjawiskiem nowym, w zasadzie XX-wiecznym, ponieważ dotyczy nadużyć emitenta obliczonych na szkodę kolekcjonerów monet. Być może zdarzali się kolekcjonerzy monet w czasach Stanisława Augusta, ale chyba raczej nie w czasach Jana Kazimierza (proszę mnie sprostować, jeśli się mylę). Zatem Boratynki z natury rzeczy po prostu nie mogą zostać zaliczone do złomu numizmatycznego według przyjętych przez nas kryteriów.
2) Twierdzenie że jakakolwiek moneta moglaby zostać zaliczona do złomu numizmatycznego na podstawie szczególnie złego stanu zachowania, jest wytworem chorej wyobraźni. Ja nigdy nic takiego nie twierdziłem. Pojęcie złomu numizmatycznego jest pojęciem specyficznym i dotyczy w przeważającej większości przypadków akurat obiektów znajdujących się w znakomitym, albo wręcz idealnym stanie.
3) Oprócz pojęcia złomu numizmatycznego istnieje też obiegowe pojęcie złomu, które dotyczy starych, zużytych, skorodowanych przedmiotów z metalu, skupowanych w celu przetopienia. Przy odrobinie dobrej woli można sobie wyobrazić monety (weźmy np. Boratynki), które przeleżały tyle czasu w wilgoci itp., że numizmatyk naprawdę już nic z nich nie wyciągnie. Cóż można rozpocząć z monetą w stanie totalnie agonalnym, której nawet nie da się nie tylko jednoznacznie, ale i w ogóle zidentyfikować? Oczywiście na podstawie wymiarów, metalu itd. możemy snuć tu różne hipotezy i jeśli chodzi o cenny egzemplarz (tylko proszę to najpierw udowodnić!), wtedy monetę taką zachować jako ciekawostkę. Monety popularne i z reguły tanie (nasuwają mi się tu pewne przykłady, ale zachowam je dla siebie) nie przedstawiają w stanach agonalnych żadnej wartości. Istnieje potwierdzona historycznymi doświadczeniami teza, że
monety bite w lichym metalu szczególnie często podatne są na tego typu nieodwracalne transformacje. Stają się one złomem - ale nie tym numizmatycznym, tylko zwykłym, w ogólnym pojęciu - zużytym skorodowanym metalem. Wśród monet polskich, w znakomitej większości z wykopek, które w życiu widziałem w takim stanie dominowały... No, kto zgadnie? 🤪
I dlatego spontanicznie, w trakcie pisania postu o zupełnie czym innym, nasunęła mi się uwaga na temat "Złomu innego rodzaju" - czyli NIE NUMIZMATYCZNEGO - w odniesieniu do monet Jana Kazimierza. Wydawało mi się, że taka uwaga, ustrojona jeszcze absurdalną propozycją zaliczenia JK do średniowiecza stanie się przerywnikiem na tyle abstrakcyjnym, że wszyscy, dla odprężenia po ciężkim czytaniu tekstu harpsycho, zaczną po prostu rechotać 😉
Najwyraźniej jednak nie doceniam poczucia powagi niektórych Kolegów...
Dlatego na koniec propozycja: luzik! Nauczmy się śmiać od czasu do czasu i z samych siebie 😀 Każdy ma tam jakiś badziew, który traktuje jako świętość, a inni się po cichu naśmiewają. U mnie to mogą być PRLowskie miedzionikle, u drugiego puła, u trzeciego GNy, a u czwartego nawet być może...
(...takie niedomówienie. Św. p. Kobuszewski powiedziałby: "Wężykiem, wężykiem"... 🤪)
ŚMIEJMY SIĘ GŁOŚNO - JAK KIJEM, TO W MROWISKO! 😃😃😃