WYWIAD Z PANEM WOJCIECHEM GIBCZYŃSKIM - 17 MARCA 2024 r.
OKIEM KOLEKCJONERA: Jak długo zajmuje się Pan numizmatyką ?
WOJCIECH GIBCZYŃSKI: Z uwagi na to, że mamy rok 2024 to mogę powiedzieć, że trwa to już ponad pół wieku.
OK: Jak się zaczęło? Pierwsza moneta?
WG: Dwa albo nawet trzy momenty mojego już 74 letniego życia były decydujące o mojej pasji. Nie wiem czy Szanowne Koleżeństwo wie ale mniej więcej pół Szczecina jest w Warszawie. To nie sławne słowa Churchilla o żelaznej kurtynie od Triestu do Szczecina zadecydowały, że moje miasto jest polskie lecz wizyta Chruszczowa w lipcu 1959 roku i jego przemówienie. Niepewność co do przyszłości miasta spowodowała, że miasto praktycznie nie odbudowywano. Zburzona cała Starówka, dzielnice przyodrzańskie zostawały w tym czasie rozbierane do fundamentów, a odzyskane cegły jechały do Warszawy. Nawet tak nieznacznie uszkodzone budynki jak Teatr Miejski czy Dom Koncertowy „pojechały” do stolicy. Ruiny Zamku Książąt Pomorskich straszyły jeszcze na początku lat sześćdziesiątych. Tylko pozornie to co napisałem nie wiąże się z moim hobby. Jak rozbiórki to i znajdowano w nich niezliczone „skarby”. Porcelana, zastawy stołowe no i oczywiście monety. W większości były to monety III Rzeszy. Mieszkałem w centrum miasta z bratem niestety już nie żyjącym oraz rodzicami, którzy przybyli do miasta w 1945 roku. Ojciec po Powstaniu Warszawskim i ucieczce z transportu udał się do siostry we Włocławku. Tam też uciekając przed "smierszem" wstąpił do WP by wojnę zakończyć w Goleniowie. Rodzice po prawie dwóch latach braku wiadomości o sobie (a ślub brali w Warszawie 3 tygodnie przed wybuchem Powstania) spotkali się w Szczecinie i tu pozostali. Ale to jest historia na inną opowieść. Jako mały szkrab biegałem po ruinach, czasami grzebiąc znajdowaliśmy drobne monety, a trafiało się i sreberko. Znajdowaliśmy tam czasami też i mniej przyjemne rzeczy – niestety. Drobnymi „hitlerkami” graliśmy w „oko” a „starszeństwu” (powyżej około 14 lat) zostawiając przyjemność grania „gapami” (2 i 5 markówki) w „ścianki”. Wygrani brali całą pulę co i mnie się czasami zdarzało (do „ścianek” nie byłem dopuszczany). Jako, że laptopów nie dowieźli trzeba było samemu organizować czas wolny którego wtedy nie brakowało. Pamiętam pudełka po pralinach wyłożone jakimś suknem i poukładane na nich niemieckie monetki o różnych nominałach. Czasami i srebrna się trafiała. To było pierwsze moje spotkanie z monetami.
Drugim, był czas kiedy po skończeniu chyba 4 klasy zmieniono nam ławki z lekko pochyłych na idealne poziome. Nareszcie mogliśmy grać w „cymbergaja”. Jako że nasza wyobraźnia była nieograniczona, to stworzyliśmy ligę klasową. Rozgrywki na przerwach czy wolnych lekcjach, tabele - tylko nie pamiętam czy medale były rozdane. Szczecin miasto portowe, rodzice wielu kolegów pracowali w porcie, w PŻeteMie to i mieli styczność z marynarzami i drobnymi monetami w ich portfelach. Ja jak pamiętam miałem monetę francuską to byłem „Kopą” Kopaczewskim drużyną Reims, Był oczywiście Di Stefano i Real z monetą hiszpańską. Nie mogło zabraknąć oczywiście Santosu i Pelego. Przynudzam...no i zaczęło się nie tylko u mnie, połowa klasy zaczęła zbierać monety, drugiej zostawiając tradycyjne znaczki. Trzecim decydującym momentem były moje wakacje (chyba około 1962 roku) u mojej kochanej przybranej babci Józefy we Włocławku. Babcię z Powstania wyprowadził mój Tata Władysław i kierując ją do swojej siostry Janiny mieszkającej we Włocławku z okolic którego pochodziła moja rodzina. Jedynym majątkiem z którym babcia wyszła z Warszawy był woreczek z monetami dwukolorowymi. Co się stało ze „świnkami” nie wiem, natomiast około 20 sztuk srebrnych monet II RP babcia mi ofiarowała. Wtedy też zaczęło się moje kolekcjonowanie monet II RP z przerwami na inne zainteresowania. Jako, że wtedy byłem uznany za wysokiego (188 cm) rozpocząłem treningi w koszykówkę. Teraz to może niezbyt imponujący wzrost, ale pokolenie powojenne nie miało cieplarniach warunków. Monety od babci to jak pamiętam były to 10 złotówki z Piłsudskim i kobietą. Jedną wyróżniającą się monetą był „sztandar”, którą prawdopodobnie posiadam do dzisiaj.
OK: Ulubiona moneta ?
WG: Mimo, że monety II RP z różną intensywnością zbierałem przez cały czas nauki w technikum, to już wtedy powoli zacząłem kolekcjonować monety Polski Królewskiej. Wtedy też nabyłem moją ulubioną monetę. Posiadam ją do dzisiaj chociaż już to nie mój zakres zainteresowań. W 1970 lub 1971 roku zadzwonił do mnie kolega jubiler, informując że jego znajomy chce sprzedać monetę, która jest od wielu lat w posiadaniu jego rodziny. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że to 6 groszy w oblężeniu Zamościa. Zbiegiem okoliczności było, że akurat wtedy miałem propozycję zakupu tożsamej monety. Po porównaniu obu nie było już wątpliwości. Ta „moja” nie miała charakterystycznych dla 6 krajcarówki z 1800 roku nacięć na boku monety, oferowana miała i tak to ona znalazła się w mojej kolekcji. Mam zasadę, że zawsze należy osobom nie znającym się na monetach płacić cenę godziwą jak ja to nazywam (zawsze się to mi opłacało). Zarabiałem wtedy dokładnie 1500 złotych. Zapłaciłem 800 złotych – może trochę jak na tamte warunki przepłaciłem ale nikt więcej nie zaoferował. A monetka piękna!!! Z tamtego okresu został mi klaser z wspomnianymi monetami II RP do którego zajrzałem trzy lata temu po około 25 latach „zapomnienia” o nim. A są tam niezłe pozycje: Nike 31, 2 złote Piłsudski 1936, 5 złotych 1932 „kobieta” ze znakiem mennicy, 5 groszy 1934. Bym zapomniał głęboki „sztandar” - jeszcze! Ulubiona moneta to właśnie nie żadna pomorska a „6 groszy w oblężeniu Zamościa”. Z nią to już dawno po „złotych” godach jestem. Chciałbym jeszcze w tym miejscu opowiedzieć o pewnej kwestii. Pamiętam pierwszą giełdę staroci organizowaną w klubie spółdzielni „Wspólny Dom” kiedyś przy ulicy Marcina teraz św. Marcina (i pewnie nie za długo znowu Marcina). Był to rok 1970 może 1971, organizowali go chyba panowie Bukowski i Makaruk. Wchodzę – siedzą panowie przy stolikach i nie widać żadnego ruchu. Niestety większość nie wiedziała jak się zachować. Mówię o tym bo po pierwsze szkoda, że tradycyjne comiesięczne giełdy staroci odchodzą w niebyt. Było one bardziej spotkaniami kolekcjonerów gdzie można było poznawać nowych pasjonatów, wymieniać poglądy, uczyć się od bardziej zaawansowanych znawców tematu. Na jednej z takich giełd byłem świadkiem ciekawego zdarzenia które wpłynęło na kierunek mojego zbieractwa. Dwóch eleganckich lekko „wczorajszych” panów, (zapewne po nocnej eskapadzie w „Bajce” lub „Kaskadzie”) wpadło na giełdę staroci chcąc sprzedać dwie „grube” monety. Niestety jako młody żonkoś o odpowiedniej kasie na ich zakup mogłem tyko pomarzyć. Zakupił od nich te monetki kolega znany mi z PTAiN (wtedy chyba jeszcze tak było). Był to talar Bogusława XIV 1633 w pięknym stanie oraz pogrzebowy półtalar Franciszka. Od tego momentu zainteresowałem się mennictwem Pomorza. Powoli acz systematycznie zwiększałem swoją kolekcję drobnych „pomorzaków” bo na nie tylko mnie było stać. Jednocześnie okazjonalnie na zebraniach PTN-u przypominałem się koledze o ewentualnej chęci ich zakupu. Doczekałem się po 25 latach. Koledze (niestety już nie żyje) skradziono samochód niezbędny w jego pracy. Spotkaliśmy się i opowiedział mi historię godną Conan Doyle-a. Wątpiąc w oryginalność monet jeździł od jednego do drugiego muzeum sprawdzając u kustoszów ich autentyczność. Jakież było jego zdziwienie kiedy po jakimś czasie zauważył na talarze Bogusława XIV literkę „f” w kursywie! Fakt żenujący, domyślał się gdzie podmianka miała miejsce ale skończmy na tym. Kupiłem oba numizmaty nawet dość drogo – ale czekałem na nie (już raczej nią) 25 lat. Długo czekać tanio kupić – w moim przypadku niemożliwe. Kolega ów opowiedział mi historię usłyszaną od tych dwóch dżentelmenów ćwierć wieku temu. Pracowali oni przy remoncie Nowego Zamku w Płotach, gdzie w powale znaleźli monety. Czy tylko dwie? Tego już się nie dowiemy. Historia ma jednak dla mnie ekscytujący dalszy ciąg. Jako, że poważnie zająłem się kolekcjonowaniem monet pomorskich to i oczywiście koniecznością było również gromadzenie starych katalogów aukcyjnych. Mam już nich trochę z ich „guru” - katalogiem „L. & L. Hamburger - Sammlung des Herrn Commerzienrath C. F. Pogge in Greifswald. Münzen und Medaillen von Pommern, Russland, Polen, Dänemark, Schweden und Mecklenburg”. Jakież było moje zdziwienie kiedy w katalogu „Samlung Familien Besitz” Ludwig Grabow Rostok marzec 1930 poz. 245, na niezłym zdjęciu rozpoznałem „moją” półtalarówkę Franciszka. Nie był bym sobą gdybym nie chciał dopaść przysłowiowego „króliczka”. Drążąc temat znalazłem informację, że ostatni właściciel zamku hrabia Karl von Bismarck-Osten (1874-1952) był kolekcjonerem sztuki i to on zapewne był nabywcą tej monety w 1930 roku w Rostoku. I tak koło pewnej historii się zamknęło co dało mi ogromną satysfakcję. Moja dociekliwość, czasami „upierdliwość” przydała się niezwykle w późniejszych badaniach i opracowaniach. Mniej więcej pod koniec lat siedemdziesiątych zamieniłem swoją już dość pokaźną kolekcję Polski królewskiej na niezły zbiorek Pomorza. A w tej „Polsce” było kilka talarów toruńskich, gdańskich, koronnych. Dalej się zastanawiam patrząc na nasz rynek numizmatyczny czy dobrze wtedy zrobiłem. Ale co tam – miałem i dalej mam frajdę z tego „Pomorza”.
OK: Ulubiona mennica?
WG: Nie mam jednej ulubionej mennicy. Między innymi z racji swoich zainteresowań bardzo lubię wszystkie mennice pomorskie.
OK: Kiedy pojawiła się myśl żeby przelać na papier swoje rozmyślania numizmatyczne i podzielić się nimi z innymi Kolekcjonerami?
WG: Mniej więcej około 2010 roku podczas kolejnego „wypadu” na giełdę numizmatyczną do Stralundu dogadaliśmy się z kolegą Tomkiem Witkiewiczem w „temacie” wspólnego opracowania katalogu szerfów pomorskich. Trzeba wiedzieć, że właśnie wtedy nastąpił znaczny „wysyp” tego nominału. Współpraca pięknie się układała, doszliśmy do ciekawych wniosków podważających ustalenia takich tuzów numizmatyki jak Paul Bratring. Wychwyciliśmy moment w którym badacz błędnie zinterpretował szerfa P.81.2 i P.81.4 (numeracja wg naszego katalogu „Szerfy pomorskie katalog”) sugerując jego datę wybicia na 1538 i 1558 rok. I tak błąd popełniony w 1898 roku, zapewne niezamierzony (Bratring nie miał bez wątpienia dostępu do większej ilości tych szerfów) był powtarzany do czasu kiedy dwóch rodowitych szczecinian zabrało się za ten temat! Ale wracając do ówczesnych XIX wiecznych numizmatyków trzeba chylić czoło nad ich dokonaniami. Kwerenda w wielu muzeach, rysunki monet etc, niewyobrażalne jak Oni bez internetu tego dokonali???!!! Sukcesu finansowego tak jak zakładaliśmy nie było ale za to satysfakcja ogromna!!! Skoro tak nam się współpraca dobrze układała to „popełniliśmy” następne już poważniejsze opracowanie „Podwójne szelągi w mennictwie pomorskim (1594-1670)”. Udało nam się to opracowanie przetłumaczyć na język niemiecki, ale niestety nie za bardzo na ten rynek się przebiło – szkoda. Przynajmniej jednak mamy satysfakcję, że w katalogu Oldinga są odniesienia do naszych dwóch opracowań.
Mieliśmy dalsze plany ale kolega młodszy co najmniej o pokolenie zmienił priorytety życiowe. A ja z nudów napisałem opracowanie dotyczące mennictwa trzech braci: Jana Fryderyka, Bogusława XII i Ernesta Ludwika. Część merytoryczna jest w 90% gotowa i „leży w komputerze” już tak od 6-7 lat, czekając m.in. na to , że wkrótce „Priorytety” kolegi Tomasza podrosną i odpuszczą tacie.
OK: Kolekcjoner ? Numizmatyk ? Badacz ? A może wszystkiego po części?
WG: Od wydania naszego opracowania mogłem już spokojnie z kolekcjonera którym dalej zostałem - dodać i numizmatyk!!! Taki skromny ale jednak.
OK: Jaki dział nazwałby Pan swoim konikiem ?
WG: Wspomniany właśnie przed chwilą przeze mnie okres mennictwa pomorskiego trzech braci (Jana Fryderyka, Bogusława XIII, Ernesta Ludwika) budzi moje największe zainteresowanie. Stosunkowo ubogie w tym okresie w „srebro i złoto” mennictwo pomorskie obrodziło znaczną ilością drobnej miedzianej monety – szerfami.
OK: Jakie wydarzenie uważa Pan za swój największy numizmatyczny sukces ?
WG: Sądzę, że moim największym sukcesem było odkrycie unikalnej monety srebrnej księcia Bogusława XIII – szeląga pomorskiego z 1588 roku. Dla wiedzy kolegów nie znana była moneta kruszcowa tego księcia. Nie ma również jakiejkolwiek informacji na ten temat w zachowanych rejestrach menniczych. Numizmat doczekał się mojego opracowania w Biuletynie Numizmatycznym nr 2 (378) str. 87 – 98 z 2014 roku.
OK: Nad jakim tematem - jeżeli to oczywiście nie tajemnica Pan aktualnie pracuje?
WG: No i trzeba wrócić do mojej wcześniejszej wypowiedzi i zalegającego w „szufladzie” opracowania dotyczącego mennictwa Jana Fryderyka, Bogusława XII i Ernesta Ludwika. Muszę przyznać, że gdy przed kilkoma tygodniami otrzymałem od Okiem Kolekcjonera pytania, z którymi przyszło mi się zmierzyć, zmobilizowany jednym z nich – tym o którym teraz rozmawiamy, zajrzałem do komputera: Wojtek – Moje dokumenty – „Pomorze” – „Mennictwo końca XVI wieku” i…? Powróciłem do tematu! Jako że minęło już kilka lat, trzeba sobie trochę przypomnieć co i dlaczego tak napisałem. Skorygować ewentualne błędy. Mam nadzieję, że powróci chęć do skończenia opracowania. Tym bardziej, że byłoby to - przy niewielkiej produkcji monet na Pomorzu w tym okresie – „dzieło” prawie skończone. Chociaż „wyszła” ostatnio monetka, która była dla mnie ogromnym zaskoczeniem, nie na miarę szeląga Bogusława XII, ale jednak. Może uda mi się ją zdobyć – oby!
OK: Jak ocenia Pan rynek kolekcjonerski w Polsce ?
WG: Kolekcjonowanie monet w naszym kraju moim zdaniem rozwija się dynamicznie. Ilość domów aukcyjnych dorównuje sąsiadom a ilość opracowań dotyczących numizmatyki bije ich na głowę.
OK: Jaka przyszłość czeka Kolekcjonerów monet medali ?
WG: Wielkim niebezpieczeństwem dla kolekcjonerstwa jest coraz większa fala fałszerstw czy to z Chin czy zza wschodniej granicy. Znam kilka przypadków kiedy przyszli adepci rezygnowali z kolekcjonerstwa po zakupie takich "kopii" - delikatnie mówiąc.
Szkoda mi tylko tych giełd kolekcjonerskich z lat 70 - 80, spotkań pogaduch, czasami coś ciekawego wpadło do kolekcji. Ale nawet nie o to chodziło, kontakt face to face to było COŚ. Jak mawiał p. Havranek „to se ne wrati”!!!
OK: Grading czy „golasy”?
WG: Jak dla kolekcjonera „bardzo w kwiecie wieku” to pytanie retoryczne…
OK: Numizmatyka to dla mnie...?
WG: Odskocznia od tego całego światowego i krajowego bajzlu nieprzerwanie obecnego w naszym życiu. Pozwala wspaniale się wyciszyć! Żeby nie zanudzić się zbieraniem tylko „pomorzaków” kolekcjonuję monety, żetony itp. pieniądze zastępcze miasta Szczecina i firm z naszego miasta. Staram się powiększać zbiór medali i medalików szczecińskich wybitych do 1945 roku oraz historycznych dla całego Pomorza, no może z wyjątkiem Strzałowa. Udało mi się uzbierać piękną kolekcję medali wybitych z okazji 700 oraz 800 rocznicy chrztu Pomorza który miał miejsce w 1124 roku. Z tego co wiem to na 900 rocznicę nic nie zostanie wybite pomimo moich jak widać nieskutecznych starań. A projektantami medali byli tacy doskonali medalierzy jak G. Loos w 1824 roku i Karl Goetz w 1924. Mam też niewielką kolekcję obrazów Szczecina - Deckerta, Kornera czy też Tarnogrockiego. Kilka starych map czy też edyktów podpisanych przez Bogusława XIV i Filipa Juliusz też by się znalazło. A tak na koniec bez muzyki życie było by bardzo nudne. Jestem fanem muzyki bluesowej - Jahna Mayalla, Erica Claptona, zespołów z lat 60 i początku 70.
OK: Wiemy, że należy Pan do obserwatorów naszego OKA - Jak Pan ocenia dotychczasową działalność Okiem Kolekcjonera?
WG: Uruchomienie nowego projektu jakim jest „Okiem Kolekcjonera” było strzałem w dziesiątkę. Najbardziej cenię sobie szerokie spectrum zagadnień poruszanych przez OKO. Pomimo tego, że nie było do tej pory mojego tematu jakim jest mennictwo pomorskie, to jednak z satysfakcją czytam świetne opracowania. Jako, że jestem szczecinianinem (a wiadomo całej Polsce, ze Szczecin leży nad morzem) to tak trochę po marynarsku: Okiem Kolekcjonera – midship (ster na wprost)!!!! I tak trzymać!!!
OK: Co chciałby Pan przekazać dzisiejszemu Kolekcjonerowi ?
WG: Chciałbym dać radę początkującym kolekcjonerom: nigdy nie byłem i nie jestem zamożnym człowiekiem, ale przy nawet niewielkich środkach (kasa + małżonka) po wielu latach można dojść do bardzo ciekawej i niezłej kolekcji. Oczywiście nabywana z wiekiem wiedza jest w tym niezwykle pomocna.
OK: Dziękujemy serdecznie za rozmowę i przekazanie nam, bardzo często sporo młodszym i posiadającym krótszy „staż” miłośnikom Numizmatyki tych pięknych i jakże ciekawych wspomnień oraz aktualnych refleksji. Oczywiście Okiem Kolekcjonera przyjmuje komendę MIDSHIP !
WG: Dziękuję i ja oraz pozdrawiam wszystkich Czytelników profilu Okiem Kolekcjonera!