No cóż, proszę sobie w takim razie zważyć po parę sztuk kilku różnych rodzajów dawnych monet (dobrze zachowanych) i porównać wyniki z tymi z katalogu. Zaręczam, że efekty będą interesujące, natomiast bardzo rzadko niestety zgodne. Oczywiście wahania muszą być znaczne (drobnicę bito przecież al marco - powinna się zgadzać liczba egzemplarzy dająca menniczą jednostkę wagową, a nie poszczególne sztuki), ale i tak przy mniejszej ilości różnice w stosunku do wielkości podawanych w katalogach zwykle od razu biją w oczy. Ja podaję informacje z pomiarów własnych, od parunastu lat skrzętnie ważę i mierzę interesujące mnie egzemplarze, swoje, i nie tylko, często męczę nawet o dane metrologiczne szczęśliwszych konkurentów na aukcjach. O ile "S-ki" cesarskie i cieszyńskie mieszczą się w przedziale 0,31-0,34 g, cieszyńskie "W" (niestety tylko trzy egzemplarze) nie dosięgają 0,3 g.
Jeszcze co do interpretacji znaku/literki W. Halerz-fenig to ówczesne najdrobniejsze drobne. Porównując cenowo, ma mniej więcej taką wartość jak dzisiejsza dwudziestogroszówka. Czy jest to więc obiekt, który ze swojej natury może budzić zaufanie? Tak zresztą, jako przedmiot mało wartościowy, był traktowany. Dlaczego najdrobniejsze zdawkowe monet są dzisiaj w większości takie rzadkie? Wyjąwszy nadzwyczajne historie inflacyjne, gdzie te drobniaki były główną masą w obiegu (denary jagiellońskie, boratynki) nie były przedmiotem tezauryzacji (oszczędzania) i niemal nigdy nie trafiały do skarbów. Były podwartościowe (kruszec w nich zawarty zwykle w przeliczeniu był wart sporo mniej od nominału- kalkulowano tak, aby pokryć koszty produkcji). Po zakończeniu obiegu trafiały na przetop. Ostatnio dopiero otrzymujemy ich więcej, ze względu na poszukiwania wykrywaczami metalu, które pozwalają znaleźć pojedyncze zguby. Jak więc tu mówić o zaufaniu? To były konieczne do życia drobiazgi, każdy szary człowiek się nimi posługiwał, emitent na dużej produkcji zarabiał, ale teoria o wyobrażeniu na tej monetce, najmniejszej w rozbudowanym systemie nominałowy jako elemencie mającym wzbudzać ufność i tęsknoty do starych dobrych czasów nie za bardzo pasuje do rzeczywistości. Halerz, czy nosił taką literkę, czy inną, zawsze pozostawał pecunia minuta i wart był tylko określony ułamek podstawowej jednostki obliczeniowej, grosza czy krajcara.
Funkcję przypisaną przez natomiast przez p. Spyrę rysunkowi halerzy pełnił natomiast z całą pewnością wizerunek czworaków. Szkoda, że do tej pory nikt nie przeprowadził konkretnych badań nad ich stopą, w porównaniu z litewskimi. Ale nawet bez tego można być niemal pewnym, że były nieco gorsze od oryginałów, tutaj już było na czym zarobić.