Poniższy tekst powstał już jakiś czas temu ale może komuś umili letni dzień;)
Ponieważ ostatnio mało się dzieje w naszym światku forumowym ośmieliłem się napisać kilka słów o zderzeniu między wyobrażeniem a rzeczywistością.
Sprawa dotyczy wizyty w pewnym znanym sklepie numizmatycznym w Warszawie.
Pewnego wiosennego dnia postanowiłem udać się do miejsca owianego szacunkiem i blaskiem sławy w prozaicznym celu. Po prostu wystawić kilka monet na allegro poprzez ten sklep.
Wchodzę z uśmiechem i przekonaniem, że nawet chwila rozmowy ze znawcą numizmatyki będzie niezapomnianą chwilą.
Do tej pory zawsze gdy spotykałem się ze znanym sprzedawcą, kolekcjonerem to nawet krótka z nim pogawędka dostarczała wielu ciekawych informacji i była jak mała lekcja wiedzy.
Dzień dobry, chciałbym wstawić na aukcje kilka monet. Z lekkim wstydem pokazuję swoje małe skarby
Numizmatyk bierze monety i konsternacja...
Nim się spostrzegłem chwycił orta, którego w ułamku sekundy wyłuskał z kapsla i scisnął palcami by po chwili położyć go na blacie.
Następnie przekręcając na drugą stronę aż rantem zastukał w ladę tak, że mi serce zatrzeszczało.
Co prawda ort to był pospolity w stanie ledwie okołomenniczym, co jakby z niechęcią sam fachowiec przyznał, że stan II. ( Dla mnie mocne II+ , potwierdzone przez kilka osób )
Mimo wszystko troszkę zdziwiło mnie takie podejście do oglądania i oceniania monety. Fakt, że to nie lustrzanka, więc jedna ryska mu nie zaszkodzi ale parę odcisków na policzku
czcigodnego Króla nie doda mu blasku i chwały.
Po kilkakrotnym obmacaniu facjaty Zygmusia padła cena...x...i zdziwienie, że chcę sprzedać na aukcji za ile pójdzie.
A po co allegro, lepiej wstawić w komis za podaną cenę. Dowiedziałem się, że allegro to nienajlepszy pomysł.
Rozmowa jakoś się nie kleiła i coś mnie korciło żeby uszczknąć troszkę z tej przeogromnej wiedzy takiego fachowca.
Dlatego podkusiło mnie aby się pochwalić, że nie jestem w ciemię bity i pokazałem, że mam też orta z rzadszego rocznika.
Szanowny Pan raczył zainteresować się żywo i nawet orzekł...ładny.
Momentalnie stałem się dumny jak paw, prawie poczułem się jakby sam król Zygmunt obdarzył mnie łaskawie spojrzeniem.
W tym samouwielbieniu trwałem ułamek sekundy aż do moich uszu doleciały słowa....2 tys.
Na początku nie zrozumiałem i pytam ale co ? Słyszę odpowiedź, taki ort wart maksymalnie 2 tys.
Aż mną zatrzęsło oburzenie i mówię, że nawet nie mam zamiaru sprzedawać, że tylko chciałem się pochwalić i porozmawiać.
Na co zostałem oświecony, że to żaden rarytas a on sprzedał takich ponad 20.
Broniąc honoru swojego orta stwierdziłem, że w takim stanie nie było ich dużo.
Eee tam, na WCN było...szybko zerknął do archiwum szacownej firmy...i mówi 48 razy. A gdy powiedziałem ale ile z tego w I stanie?
Zdziwiony numizmatyk zapytał...a to uważam swojego w gradingu NGC MS62 za I stan? Po takim ataku lekko zbity z tropu, wyszeptałem no...I/I-
Uradowany fachowiec prawie przyklasnął i z triumfem zakrzyknął, że prawie II! Oczywiście wspomniał o skali Sheldona ale może tam mają inną,
bo po powrocie, w domowym zaciszu, czując się bezpiecznie upewniłem się, że MS62 to jednak I.
Musiałem to sprawdzić, bo sprzedawca sam opierał się o skalę Sheldona przekonując mnie, że jej stan jest niższy niż mi się wydaje.
Do tego również zerknąłem w archiwum WCN i faktycznie aukcji mojego orta było 48 ale w stanie I tylko 3 a w I- raptem 1 oraz 7 egzemplarzy w stanie II+ co łącznie daje 11 monet
a nie 48 jak podał pewny siebie fachowiec.
Warto dodać, że w ciągu ....20 lat.
Ogólnie zrezygnowałem ze sprzedaży poprzez tego pośrednika i nauczyłem się, że prawdą jest iż punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.
Cały mój tekst proszę potraktować jako luźne przemyślenia z dodatkiem prześmiewczej ironii.
Jednak jeśli ktoś chciałby wypowiedzieć się o swoich przeżyciach w kontaktach ze znawcami szeroko pojętej numizmatyki, czy to z właścicielami
szanowanych firm czy też z osobami handlującymi na różnej maści targach to zapraszam do pisania.
PS. Dodam, że następnego dnia na policzku Zygmunta pojawił się pewien rumieniec...mały odcisk palca.