Kilka miesięcy temu przeżyłem historię, która o mało nie doprowadziła mnie do arytmii serca.
Jak co dzień przeglądając nowe oferty na znanym portalu aukcyjnym zauważyłem sporą liczbę trojaków wystawioną przez
bardzo znaną firmę numizmatyczną. Kilka ciekawych odmian, sporo pospolitych trojaczków na które zwykle nie zwracam uwagi, jednak
zasada "obejrzyj zanim pójdziesz dalej" zwyciężyła i zanim wróciłem do obowiązków w pracy przejrzałem pobieżnie wszystkie monety.
Od dawna zwracałem szczególna uwagę na trojaki bydgoskie z rocznika 1598 - utkwił mi w pamięci wywiad z Tadeuszem Igerem i jego sentymentem
do bardzo rzadkiego trojaka z tej mennicy. Gdzieś ktoś kiedyś widział podobno drugą taką sztukę na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku, poza tym brak jakichkolwiek wzmianek o innych egzemplarzach.
Rzadkość tej odmiany i jej specyficzny błąd zawsze powodowały u mnie specyficzny dreszczyk.
No więc przeglądam te trojaki jeden po drugim i widzę jest ten rocznik i ta mennica. Pobieżnie i szybko aby nie mieć wyrzutów sumienia oglądam obydwie
strony monety tak jak setki razy wcześniej i nagle .... nie to niemożliwe chyba mam lustro w oczach .... przecież to jest dokładnie to .... patrzę na opis - odmiana pospolita bez rzadkości, stan III. Jak to możliwe, że ktoś kto wystawił tego trojaka przeoczył tak ważny szczegół, co mam teraz zrobić?!?!?
Najpierw wrzucam w obserwowane, następnie biję się z myślami kilka godzin, czy nie napisać do tej firmy z wyjaśnieniem co wystawili. Gdyby to
wystawiła nie znająca się na temacie osoba prywatna najpewniej napisałbym do niej i zwrócił uwagę co wystawia, jednak w przypadku tak renomowanej firmy
stwierdzam, że tym razem nie odezwę się - a zdarzało mi się wcześniej zwracać uwagę na błędy w opisach. Myślę sobie, że normalnie nie byłbym w stanie zakupić takiej monety a teraz trafiła się jedna szansa na sto...( a może i więcej )
Moja strategia polega na sprawdzaniu raz dziennie jak przebiega licytacja i nie klikaniu zbyt często aby wyświetleń nie było zbyt wiele. Licytacja przebiega
po mojej myśli, tzn po kilku dniach pojawia się pierwsza oferta a w dniu zakończenia aukcji przy 3 licytujących i 60 wyświetleniach cena oscyluje wokół 20 złotych.
Mimo wszystko ustawiam snajpera z porządna ofertą - jednak może trafić się ktoś kto zauważy to co ja i może licytować wysoko.
Przychodzi ostatnia minuta na którą czekałem od 10 dni. Serce wali jak młot, byłem bliski zemdlenia, odświeżam już stronę co sekundę i czekam na mój strzał
przygotowany na ewentualną rekontrę. Nagle - jest pojawia się moja oferta i ..... niestety zostałem przebity.... szybko wklepuję wyższą kwotę w oknie i licytuję jeszcze raz... znów pudło ... na kolejną reakcję nie miałam już czasu.
Emocje po chwili opadają i zaczynam się zastanawiać nad sytuacją, pojawia się żal - typowy po przegranej licytacji, jednak cena końcowa była naprawdę spora, więc
myślę sobie, że do końca ciała nie dałem.
Ktoś jednak zobaczył to co ja - ktoś kto chciał mieć tę monetę bardziej niż ja lub po prostu dysponował większym budżetem.
Przez kilka dni chodzę zbity jak pies i zastanawiam się, czy coś takiego jeszcze mnie spotka - w końcu daję sobie spokój i powoli wracam do rzeczywistości.
Cała ta historia ma swój epilog.
Kilka dni później sprzedałem jedną ze swoich monet na allegro. Po licytacji zadzwonił do mnie kolekcjoner z pytaniami o sposób wysyłki. Jako, że zbierał trojaki tak jak
ja wywiązała się bardzo miła rozmowa na temat naszej pasji. Po kilkunastu minutach zeszła w magiczny sposób na trojaka który tak niedawno temu mógł spowodować
u mnie wizytę u kardiologa. Dowiedziałem się, że kolego mojego rozmówcy właśnie wylicytował taką rzadkość, z tym, że musiał walczyć z kimś innym, choć był pewny, że
jest jedyny który zwrócił uwagę na ten rzadki typ. Oczywiście przyznałem się do udziału w tej licytacji i choć tamten kolekcjoner musiał wydać sporą kwotę i tak był bardzo zadowolony - czemu się nie dziwię.
Z całej tej historii pozostały mi tylko zdjęcia, które skopiowałem dla potomności