Przejrzałem dokładnie i jeśli ktoś dysponuje na tyle angielskim, żeby pracować z tą książką w oryginale, niech kupuje oryginał - szkoda nerwów na polską wersję. W "Napoleonie V" mamy do czynienia z dwoma (? - być może jest ich więcej) redaktorami, którzy samozwańczo mianowali się autorytetami w dziedzinie nazewnictwa. Ruszywszy na swoją krucjatę postanowili oczyścić język polski ze wszystkich (we własnym mniemaniu) nawarstwień kulturowych, aby przybliżyć nazewnictwo do łacińskiego oryginału. Cel szczytny, wykonanie - gryzie po oczach tak, że książkę odkłada się mechanicznie na półkę po przeczytaniu pół strony. Mamy więc Plotinę, P. Aeliusa Hadriana (a czemu nie Hadrianusa?), natomiast tytułowy bohater zostaje ni pięć ni w oko - dalej Trajanem, a nie M. Ulpiusem Trajanem (Trajanusem). Nero w mianowniku to Neron (tu jakoś zakorzenienie tej formy nie przeszkadzało), Domicjan i król Tarkwniusz też przeszli bez strat. Ale już vspółpracownic cesarza C. Plinius Secundus czy dowódca Wespazjana Ti. Julius Alexander - niekoniecznie.
To nie pierwszy przypadek takiego dziwactwa w tym wydawnictwie - np. we wstępie od redakcji w "Wojnie partyjskiej Trajana" możemy przeczytać, że autor posługiwał się nie wiedzieć czemu w odniesieniu do monet takim dziwnym słówkiem "legenda", ale dzielni redaktorzy w porę to zauważyli i zrobili nam dobrze, zamieniając to na jakże słuszny "napis".
No cóż, szkoda.