wciąż nie wiem na jakiej podstawie Pan Tomasz twierdzi, że Konstantyn nie znał greki.
Wie Pan, trochę książek w życiu przeczytałem i wyłuskanie z pamięci gdzie, kiedy i co, może nie być łatwą sprawą.
Opracowań o tych legendarnych "wydarzeniach" mamy sporo, więc ma Pan szansę samemu natrafić na dywagacje
o greckim objawieniu.
Z drugiej strony, mamy źródło w postaci mniej, lub bardziej wiarygodnego Euzebiusza z Cezarei, od którego
całe zamieszanie pochodzi. Kiedy zajrzymy do jego opisu soboru w Nicei - podkreślam, soboru wschodnich,
greckojęzycznych biskupów ( na około 250 biskupów, zaledwie kilku było z zachodu) - przekonamy się, że Konstantyn
przemawia do nich po łacinie i dopiero później, ktoś inny tłumaczył jego słowa na grekę! Aby jednak nie było tak prosto
w interpretacjach, ten sam Euzebiusz relacjonuje dalej, jakoby Konstantyn osobiście zwracał się do poszczególnych
stronnictw w języku greckim - "
jako że język ten nie był mu nieznany". Tu rodzi się problem, gdyż łatwo można
odnieść wrażenie, że Euzebiusz sam sobie przeczy i tym językiem greckim próbuje odczarować rzeczywistość.
Wszystko wskazuje na to, że w założeniu autora miał być to zabieg, którego zadaniem było usankcjonowanie rangi
kompromisu nicejskiego, w którego redagowaniu miał brać rzekomo aktywny udział sam cesarz.
Przyznam się bez bicia, że z tą znajomością greki przez Konstantyna sam mam problem. Tekst Euzebiusza dosadniej jeszcze
cytuje Sokrates Scholastyk, pisząc o przemowie Konstantyna
"czystą greczyzną", lecz jest to wtórnik na podstawie tego
samego fragmentu relacji z soboru. Mnie nurtuje inny problem. Konstantyn jako wychowanek na dworze Dioklecjana, a później
Galeriusza, musiał spędzić sporo lat na wschodzie cesarstwa. Miał więc sporą szansę na zaznajomienie się z tym językiem.
Nawet legendy posiadają jakiś porządek logiczny. Bóg byłby absurdalny, gdyby nadawał komunikat w nieznanym dla odbiorcy języku.
Legendy rządzą się swoimi własnymi prawami, które często wymykają się z ram porządku logicznego, a tym bardziej, wychodzą poza
realia w rozumieniu faktów historycznych. Dotyczy to zwłaszcza tych legend, które narosły wokół "objawień" religijnych.
Którego właściwie cesarza przedstawiono na rewersie? Wiemy, że identyczny rewers jest na monetach Vetraniona (RIC VIII 283). Zatem w zależności od emisji: Konstancjusz II lub Vetranio. No ale "hoc signo" to przecież "znak firmowy" Konstantyna Wielkiego.
Postać z rewersu z pewnością nie jest Wetranionem, gdyż ten raczej nie aspirował do roli następcy tego, któremu przyjdzie nieść znak zbawienia. Bardziej prozaicznie jest stwierdzić, że osobnik na rewersie brody nie posiada, a więc nie jest to Wetranion. Konstancjusz II
w dobie wojny domowej potrzebował boskiej opatrzności dla własnej osoby, jak i splendoru spływającego na niego w spadku po sławnym ojcu.
Dwuznaczność postaci z rewersu jest tutaj całkiem prawdopodobna - następca Konstancjusz II jako Konstantyn, jednym stali się ciałem dla dobra Najjaśniejszej RP ( PR takowy).
Proszę zwrócić jeszcze uwagę na inne, mniejsze brązy Wetraniona i Konstancjusza, z identycznym przedstawieniem cesarza ze sztandarem, ale już bez Wiktorii - GLORIA ROMANORVM.
Mamy tam podaną wagę 5,11 g. Skąd ją wzięto? To średnia arytmetyczna?
Przy takim standardzie produkcji monet ciężko bawić się w widełki wagowe i średnia waga jest najlepszym rozwiązaniem.
Trzecia oficyna posiada oznaczenie "L", pozostałe - "W". Do czego odnoszą się te litery?
Oznaczenia w tych miejscach odnoszą się do kolekcji z których brano okaz do identyfikacji i katalogowania.
L - Londyn, British Museum;
W - Wiedeń, Kunsthistorisches Museum.