Katalogowanie monet fałszowanych w epoce i naśladowczych jest przedsięwzięciem o wiele bardziej skomplikowanym niż praca nad emisjami oficjalnymi. Zasięg zjawiska w postaci "oficjalnych" fałszerstw w samej mennicy, czy też w postaci prywatnej inicjatywy "po godzinach", w ramach dorabiania sobie przez pracowników mennicy. Jeśli w mennicy, czy były to działania z góry narzucone przez aparat państwowy Cesarstwa, czy też pazerna działalność zarządcy mennicy, bądź też oddolna inicjatywy poszczególnych pracowników. To jest dopiero pierwsza grupa. Następną stanowią fałszerstwa i naśladownictwa powstające na terenie Imperium, ale w oderwaniu o środowiska okołomenniczego. Czasem mogły to być działania półoficjalne, np. dla ratowania w kryzysie kasy wojskowej, innym razem przedsięwzięcie kupieckie celem rolowania kontrahentów spoza limesu, a zapewne i takie, gdzie główny impuls stanowiła chęć zysku przedsiębiorczych inaczej wykonawców owego procederu. Oddzielną grupę muszą stanowić fałszerstwa i naśladownictwa powstające poza granicami Imperium i świata cywilizowanego.
Podejmując się próby analizowania fałszerstw, należy najpierw doprecyzować kierunek tych badań, gdyż nie da się ogarnąć całości.
Subaeratusy mamy już w okresie Grecji klasycznej, w mennictwie achemenidzkim i w dobie hellenistycznej. Ciągnie się to później przez cały okres denarowy Republiki i Cesarstwa. W różnych okresach mennictwa rzymskiego mamy falowo i terytorialnie występujące naśladownictwa monet brązowych. W okresie schyłkowym Cesarstwa na masową skalę fałszowano (produkowano) wszelką drobnicę miedzianą i w znacznej mierze fałszowano monetę złotą. Do tego dochodzą rozległe terytorialnie naśladownictwa z celtyckiego kręgu kulturowego, a w późniejszym okresie z terytoriów germańskich, czy nawet z obecnych Indii.
Biorąc poprawkę na tak szeroką rozpiętość chronologiczną i terytorialną, można dojść do wniosku, że nawet poddanie klonowaniu Pana Lecha w ilości entej liczby osobników, może nie starczyć do ogarnięcia tak tytanicznego zadania.
Nie zamierzam jednak nikogo zniechęcać od prób podjęcia się takowego dzieła. Jestem jak najbardziej ZA! Apeluję tylko o wytyczenie zdroworozsądkowego zakresu, przynajmniej chronologicznego, lub terytorialnego (najlepiej jedno i drugie razem), aby później nie rozbić się pod natłokiem różnorodności i skali piętrzących się problemów.