A jakiż to wywód Pan przedstawił? Widzę tylko wklejkę z Changa.
Ale dlaczego nie o to chodzi i niby dlaczego wskaźnik per capita miałby z tego zwalniać? Sam Pan przyznaje, że o trendach demograficznych wie Pan skądinąd, a przecież wzrost per capita, gdy rośnie jednocześnie liczba ludności, pokazuje co innego niż wzrost per capita, gdy np. liczba ludności jest stała, a pracowników trzeba importować z Turcji.
Wywód był taki, że porównywanie dynamiki PKB per capita nie wymaga odnoszenia się do demografii. Poza tym w Europie Zachodniej była ona porównywalna w powojennym trzydziestoleciu do tej z lat 1820-70. Pierwszy raz zresztą spotykam się z takim myśleniem, że gwałtowny przyrost naturalny może jakoś zaniżać wartość wskaźnika, jakim jest wzrost PKB per capita. Może w krótkim okresie "baby boomu" tak, ale nie w przedziale 50 lat. Przecież przyrost naturalny jest również czynnikiem wzrostu (tak rozwoju ilościowego siły roboczej, jak i konsumpcji), o ile przyrost ludności uda się wprzęgnąć w tryby gospodarki - a tak niewątpliwie w XIX w. się działo, oczywiście nie w 100%.
Ale w ogóle niepotrzebnie ta dyskusja poszła w kierunku porównywania wzrostu gospodarczego w tak odległych okresach, bo teza, którą początkowo przytoczyłem - o hamowaniu wzrostu gospodarczego przez nadmierne nierówności społeczne - dotyczy współczesnej gospodarki, wysoko rozwiniętej, z określonym stopniem zaspokojenia potrzeb bytowych i konsumpcji. I to są stosunkowo świeże ustalenia m.in. ekonomistów MFW, którzy wykazali to w oparciu o statystyczne modele regresji. Chodzi mi tu o raport Jonathana Ostry, Andrew Berga i Charalambosa Tsangarides (
https://www.imf.org/external/pubs/ft/sdn/2014/sdn1402.pdf). Tylko już błagam, proszę nie rozpoczynać dyskusji na temat prawdziwości ich rozumowania. Ja już mam dość inicjowania kolejnego wątku. Ja ufam tym analizom, zwłaszcza że akurat ekonomiści MFW cierpieli jeszcze nie tak dawno raczej na odchylenie neoklasyczne - ale od nikogo nie oczekuję tego samego.
I po co znowu ta maniera przypisywania oponentowi tego, czego nie twierdził. Ja napisałem, że w XIX wieku "nierówności były [...] znacznie większe" (czemu chyba Pan nie przeczy), "natomiast wzrost gospodarczy aż furczał". Pan natomiast przerobił to teraz na tezę, że "wzrost gospodarczy w XIX w. był wyższy, niż po II wojnie światowej".
Autorzy "British Economic Growth, 1856-1973" (Oxford University Press 1982) podają (Tabela 2.1 na s. 22), że brytyjski PKB rósł w latach 1856–1873 o 2,2% rocznie, natomiast w latach 1951–1973 o 2,8%. Jeśli te lata powojenne nazywa się "cudem gospodarczym", to nie widzę powodu, by metafora "wzrostu, który aż furczał" nie mogła zostać zastosowana do lat 1856-1873. Gdy ponadto uwzględnimy jeszcze kolosalną różnicę w poziomie technicznym, uważam, że to raczej ówczesne 2,2% zasługuje na miano "cudu".
No cóż, tylko że ja pisałem o całym regionie Europy Zachodniej. Oczywiste, że Wielka Brytania w tym czasie zdecydowanie przodowała. Owszem, opacznie przypisałem Panu tezę o "wzroście wyższym niż po II wojnie światowej", ale to głównie w związku ze zwalczaniem tezy Changa przez Pana i tymi oryginalnymi odniesieniami do problemu demografii, przez co już w pewnym momencie można było dojść do wniosku, że w ogóle ocenia Pan wzrost PKB w XIX jako wyższy, niż po wojnie, że uważa Pan ten powojenny za niewart uwagi, albo już nie wiem co. Dziękuję za te dane, aczkolwiek tezy o "furkoczącym wzroście" w Europie Zachodniej w XIX one nie potwierdzają. Nie szkodzi, bo przyjęcie jej i tak nie obala tezy o hamowaniu wzrostu przez nierówności - patrz wyżej.
Mogę zrozumieć, że Pan nie czyta moich postów, bo wtedy musiałby Pan z nimi polemizować, nie zaś ze swoimi przedustawnymi wyobrażeniami na ich temat, ale czemu Pan nie czyta tego, co Pan sam pisze?
Ja nie widzę sprzeczności w przyznaniu, że z perspektywy mieszkańca kraju, który padł ofiarą narzuconego przez sowietów systemu centralnego planowania, tezy Changa brzmią naiwnie i wręcz kuriozalnie, a jednocześnie bronieniu go przed zarzutami nikczemności polegającej na powtarzaniu sowieckiej propagandy. Nie sądzę, żeby sowiecka propaganda wspominała o głodzie na Ukrainie czy też o milionach ofiar systemu komunistycznego.
Nie może być. To imputowanie mi straszliwego cynizmu nie jest wg Pana obraźliwe (a chyba nie jest, skoro nie usłyszałem przeprosin po tym oszczerstwie), natomiast od sformułowania "wyzwolone dziewczynki" aż opadają Panu ręce, bo to straszna obraza.
Dla mnie jest różnica między napisaniem komuś, że jego wypowiedzi przejawiają cynizm - takie wrażenie odniosłem, do czego mam prawo. Przepraszam, jeśli to Pana uraziło - a nazywaniem dorosłych wykształconych kobiet "wyzwolonymi dziewczynkami", że już nie przytoczę reszty tego żarciku. To był jednak styl R. Ziemkiewicza, co ja poradzę. Nie sądzę, żeby oszczerstwem można było określić uznanie, że czyjeś wypowiedzi brzmią dla mnie cynicznie. Co innego, gdyby to była np. ocena jakiegoś czynu. A, i miło, że zadał Pan sobie trud znalezienia czegoś na temat snookera - inaczej niż inicjator tego osobliwego wątku naszej dyskusji, który ograniczył się do wyrażenia swoich domysłów, właściwie nawet nie tłumacząc, o co mu chodzi. Natomiast będę obstawiał przy tym, że właśnie seksizmem jest występowanie odrębnej ligi kobiecej w sporcie, w którym nie ma znaczenia siła fizyczna, a poznawcze zdolności też nie odgrywają kluczowej roli (nikt tutaj nie zadał pytania, czy skoro część kobiet z powodzeniem pilotuje samoloty, to dlaczego równie dobrze jakaś część nie radzi sobie przy stole snookerowym; czemu liczba kobiet w pierwszej setce snookerzystów wynosi ZERO, a nie chociażby np. pięć...; sam Pan mówił, że to wszystko kwestia przewag o charakterze statystycznym, nie ma tutaj zero-jedynkowego determinizmu).
A już naprawdę cudownie byłoby, gdyby ktoś pokazał statystyki, ilu jest młodocianych członków klubów snookerowych w Wlk Brytanii wśród przedstawicieli obu płci. To by rzuciło na problem dodatkowe światło. Choć pewnie takich statystyk się nie sporządza, bo i po co.
A tutaj o innym zawodzie "tylko dla mężczyzn":
www.rynekzdrowia.pl/Uslugi-medyczne/Latwiej-wyciac-wyrostek-niz-stereotypy-czyli-skalpel-w-zenskiej-dloni,103837,8.htmlU nas kobiet wśród chirurgów jest 5%, na Zachodzie nawet 30%. Czyżby Słowianki dysponowały mniej precyzyjnymi rękami?...
Nie po raz pierwszy mija się Pan z prawdą. Poza tym zachowuje się Pan w sposób intelektualnie nieuczciwy. Z całego bogactwa myśli marksistowskiej (przypomnę – u Kołakowskiego trzy tomy) wybiera Pan jedną ideę i arbitralnie orzeka, że jest ona reprezentatywna dla całego marksizmu. Gdy natomiast ja wybieram co najmniej równie reprezentatywną dla ideologii gender ideę oderwania płci kulturowej od płci biologicznej nazywa Pan to wulgaryzacją i nierzetelnością. Czy takie postępowanie nie uwłacza Pana inteligencji?
Marksizm/neomarksizm bez tezy o stosunku do środków produkcji jako podstawowym czynniku kształtującym strukturę społeczną? Pierwsze słyszę, chyba źle mi to przekazali na studiach. Postulat "gender equality" w europejskim modelu społecznym oparty na założeniu o oderwaniu płci kulturowej od biologicznej - albo tezy feminizmu akcentującego cechy kobiece jako godne afirmacji? Również dla mnie nowość. Podobnie uznawanie za ten sam typ "tworu intelektualnego" (z zaetykietkowaniem jako "ideologia") zaleceń odnośnie polityki społecznej oraz czysto akademickich dywagacji nad zaletami i wadami społecznego konstruktywizmu w obrębie teorii antropologicznej, jak w linkowanym przez Pana artykule...